Daj na tacę co łaska, ale nie mniej niż dziesięć złotych miesięcznie - taką to zasadę dla swoich wiernych wprowadził proboszcz parafii w Wyszynach koło Mławy. Kuria w Płocku twierdzi, że nic nie wie o finansowych poczynaniach proboszcza, a mieszkańcy "kościelny podatek" płacą, bo się boją...

Opłatę od mieszkańców proboszcz pobiera od roku. W tym czasie zebrał około 500 tysięcy złotych. Choć podatek teoretycznie jest dobrowolny, to rzeczywistość jest jednak nieco inna. Mieszkańcy płacą, bo boją się księdza. Jak mówią, co miesiąc muszą płacić od rodziny dziesięć złotych: "Oprócz tego wszystkie opłaty – jak się idzie po metrykę czy coś innego, to trzeba płacić. Jak przyszedł do nas na parafię, to przyjechał starym polonezem. I wprowadził za miesiąc podatki. Ludzie pierwszy miesiąc dali, a ksiądz od razu kupił sobie seata. Teraz trzy konie i bryczkę kupił sobie. Tylko za podatki" – mówią mieszkańcy:

Z księdzem udało się porozmawiać jedynie przez telefon ponieważ odmówił spotkania z naszą dziennikarką. Agnieszka Burzyńska dowiedziała się jedynie, że to wewnętrzna sprawa Kościoła. Postanowiliśmy więc zadzwonić do kurii w Płocku, by dowiedzieć się czegoś więcej. Oto co usłyszeliśmy: "My na ten temat nic nie wiemy. Jeżeli media cokolwiek na ten temat wiedzą, to są lepsze od nas. My nic nie wiemy na ten temat" – usłyszała nasza reporterka. Gdy zapytała, czy kuria ma zamiar sprawdzić informacje o poczynaniach proboszcza z Wyszyn, przedstawiciel kurii odpowiedział: "My na ten temat nic nie wiemy, to jak możemy sprawdzać cokolwiek? Jeżeli będziemy mieć jakąkolwiek informację, to będziemy sprawdzać" – odpowiedział. Jeden pan nie wie, czy płaci podatek księdzu, bo załatwia to jego żona. Kuria też nic o decyzji proboszcza z Wyszyn nie wie, bo to media wiedzą. A mieszkańcy - jak płacili, tak muszą płacić.

13:15