13. dzień procesu „Inki”, oskarżonej o pomoc w zabójstwie byłego ministra sportu, Jacka Dębskiego. Dziś Halina G. oświadczyła, że będzie odpowiadać jedynie na pytania sądu i swoich obrońców. Zdaniem prokuratura „Inka” o wszystkim wiedziała, a teraz próbuje wykreować się jako ślepe narzędzie w rękach "Baraniny".

Halina G. starła się dziś dowieść, że wszystko, co robiła – także i tego pamiętnego wieczora, 11 kwietnia 2001 – robiła na polecenie „Baraniny”, swojego mocodawcy. On to kazał jej wyjść z lokalu, nie ujawniając swoich intencji.

„Inka” wykonywała polecenia bez pytania, zastanowienia, refleksji. Gdybym wiedziała, że ma zginąć, nie wyprowadziłabym go na zewnątrz - mówiła Halina G. Zastrzelenie było dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

Oskarżona wyjaśniała także, dlaczego na początku zamiast Tadeusza M. wskazała inną osobę, jako domniemanego mordercę Jacka Dębskiego. Stwierdziła, że bała się o swoje życie.

Zdaniem pełnomocnika żony Dębskiego, mec. Andrzeja Werniewicza zarówno złożone oświadczenia, jak i zeznania ze śledztwa są niewiarygodne i pełne sprzeczności. Ja to wykazałbym przy pomocy bardzo szczegółowych pytań. I tego oskarżona się po prostu bała, bo - powiem krótko - na pewno nie wyszłaby z tej walki zwycięsko. Według mec. Werniewicza właśnie dlatego Inka nie chce odpowiadać na jego pytania.

Zagadką pozostaje, dlaczego zabójca oszczędził „Inkę” – jedynego świadka egzekucji. Halina G. twierdzi, że najprawdopodobniej zabójca ocenił, że jest osobą, do której można mieć zaufanie.

Foto: Archiwum RMF

14:25