Historyczna wizyta amerykańskiego prezydenta w Wielkiej Brytanii zakończona. George Bush jest na pokładzie Air Force One w drodze do kraju. Całemu pobytowi towarzyszyły potężne środki bezpieczeństwa, a także demonstracje antyamerykańskie.

Na koniec wizyty brytyjski premier Tony Blair podejmował amerykańskiego przywódcę we własnym domu na północnym zachodzie Anglii. Również i tam środki bezpieczeństwa były nadzwyczajne. Helikopter z Georgem i Laurą Bush wylądował zaledwie kilka metrów od rezydencji państwa Blair, która w porównaniu z ranczem w Teksasie przypomina domek letniskowy. Wcześniej wszystkie studzienki ściekowe, latanie i skrzynki na listy we wiosce zostały sprawdzone przez służby bezpieczeństwa i zapieczętowane.

Od protestującego przeciwko wizycie Busha tłumu, polityków dzielił potrójny kordon policjantów. Jednak gdy cale towarzystwo udało się do lokalnego pubu na lunch, amerykański prezydent po raz pierwszy od przyjazdu na Wyspy usłyszał skandujące głosy manifestantów. Nie chcemy ciebie tutaj, wracaj do domu - krzyczano. Podczas pobytu w Londynie od jakiegokolwiek kontaktu ze zwykłymi Brytyjczykami, Busha zawsze dzieliły pancerne drzwi prezydenckiej limuzyny.

W pubie pierwsze podniebienie Stanów Zjednoczonych wybrało panierowaną rybę z frytkami. Bush – dziś już zupełny abstynent – pił też bezalkoholowe piwo a Tony Blair soki. Godzinę później Air Force One obrał kurs w kierunku Ameryki. Zostawił za sobą cztery dni, które nie wstrząsnęły Wielką Brytanią. Nie były jednak dla niej obojętne.

22:45