Sieci korzystające z cudzych masztów potrzebują albo wielkich pieniędzy albo rynkowej niszy - informuje "Rzeczpospolita". Rynek operatorów wirtualnych, czyli korzystających z infrastruktury jednej z czterech sieci komórkowych, robi się coraz bardziej zatłoczony.

Zagęszczenie na rynku sprawia, że wykruszają się z niego kolejni gracze: 30 września kończą działalność Carrefour Mova i FreeM.
 
Mimo że od uruchomienia w Polsce pierwszych usług tego typu minęło dopiero sześć lat, z rynku wycofało się już sześciu spośród 20 operatorów wirtualnych. Nie obywa się to bez problemów, a na kłopotach usługodawców cierpią klienci.
 
A tych może być w Polsce - jak ocenia firma analityczna Audytel - nawet 450 tysięcy. Tyle aktywnych kart SIM mieli operatorzy MVNO (z ang. Mobile Virtual Network Operator) pod koniec czerwca 2012 roku. Stanowi to jednak zaledwie 1,6 proc. rynku telefonii komórkowej w Polsce.
 
Wkraczający na scenę operator musi się liczyć z inwestycją początkową na poziomie kilku lub kilkunastu milionów złotych - mówi Tomasz Właszczuk, prezes firmy Moben, która była współwłaścicielem sieci FreeM. W przypadku MVNO niezwykle istotne jest zagospodarowanie niszy rynkowej. Zwłaszcza mniejszy operator musi mieć jakiś wyróżnik, obszar, w którym jest lepszy od "wielkich" - dodaje.