Zakład nie ma pieniędzy na bieżącą działalność i zarząd największego na Zachodnim Pomorzu pracodawcy zdecydował o przymusowym urlopowaniu prawie 6-tysięcznej załogi. Tym samym od poniedziałku wstrzymana będzie produkcja. W firmie pozostanie tylko kilkaset osób, które zabezpieczą ciągłość sieci energetycznej i zajmą się ochroną zakładu.

Niestety stocznia nie mogła w inny sposób poradzić sobie z tym problemem. Wydaje się, że jest to jedynie racjonalne wyjście. Od kilku miesięcy stocznia prowadzi rozmowy z bankami na temat utworzenia czegoś na wzór konsorcjum. Dzięki temu zakład mógłby odzyskać płynność finansową. Na chwilę obecną rozmowy te zakończyły się jednak niepowodzeniem. Jak tłumaczy rzecznik stoczni Wojciech Sobecki, stąd ta decyzja o wstrzymaniu produkcji: „Przyczyna jest taka, że w tej chwili jest mniej pracy więc dla firmy – z punktu widzenia ekonomicznego również – korzystniejsze jest wysłanie pracowników na urlopy wypoczynkowe. Jak powiedział szef stoczniowej Solidarności Andrzej Antosiewicz – wszyscy zdają sobie sprawę z problemów zakładu: „Nie ma wyjścia. Albo jest sytuacja, w której wszyscy jesteśmy w pracy i tej pracy dokładnie nie ma, czyli na stanowisku pracy i tej pracy nie wykonujemy, bo po prostu nie ma fizycznie tej roboty, albo idziemy na urlop”. I załoga na to przystała. Pracownicy wykorzystają swoje urlopy wypoczynkowe. Pozostali przejdą na tzw. postojowe. Na razie produkcję wstrzymano na dwa tygodnie. 11 marca zarząd stoczni znów ma usiąść do rozmów z bankami na temat pomocy w uzyskaniu pieniędzy na bieżącą działalność.

foto Archiwum RMF

20:30