Górniczy protest spowodował, że w niezwykle trudnej sytuacji znaleźli się śląscy baronowie SLD. To "polityczny rozkrok" między lojalnością w stosunku do rządu, który chce zamykać kopalnie a własnym elektoratem. O otwartej rebelii jeszcze nie można mówić, ale o przygotowaniach do niej tak.

Według Zbyszka Zaborowskiego, śląskiego barona, działacze SLD w tym regionie zastanawiają się nawet czy nie porzucić legitymacji partyjnych: Czuję się bardzo źle, ponieważ głos, który jest przez nas wyrażany jest na dzisiaj nie słuchany.

Cała śląska organizacja SLD domaga się od premiera odsunięcia wiceministra gospodarki Jacka Piechoty od zajmowania się górnictwem: Jacek Piechota ma wiele ważnych obowiązków. Zajmuje się offsetem, zbrojeniówką, z pewnością lepiej będzie jeżeli górnictwo będzie nadzorował inny człowiek. Te sowa nie padły jednak z trybuny sejmowej, a była ku temu okazja podczas debaty o reformie górnictwa.

Jedynie Wacław Martyniuk – też ze Śląska – pouczał siedzącego w trybunie rządowej wicepremiera Jerzego Hausnera: Najpierw prawo, pieniądze na jego realizację a dopiero później rozpoczęcie procesu naprawy górnictwa.

Minister gospodarki jednak sprytnie potoczył sejmową debatę o górnictwie w bezpieczne tory. Wskazał na winnych zapaści poprzednie rządy, które nie naprawiły górnictwa oraz handlujący długami kopalń spółki: Pomoc publiczna nie może służyć temu, by utrzymywać hodowlę długów i pasożytnictwo gospodarcze.

Mimo pasożytów na Śląsku i rebeliantów w SLD rząd z planów zmniejszenia wydobycia i zamknięcia 4 kopalń się nie wycofa.

Eseldowski rząd, który w program wyborczy miał wpisaną reformę górnictwa, już raz wycofał się z obawy przed protestami. A to uczy ich organizatorów, że protesty są najlepszą - bo najbardziej skuteczną metodą walki...

07:25