Główne indeksy europejskich giełd świeciły przed południem na zielono – po wczorajszej panice związanej z obawami o kondycję chińskiej gospodarki. Warszawski indeks WIG20 rósł po godz. 10 o ponad 1 proc.

Główne indeksy europejskich giełd świeciły przed południem na zielono – po wczorajszej panice związanej z obawami o kondycję chińskiej gospodarki. Warszawski indeks WIG20 rósł po godz. 10 o ponad 1 proc.
Główne indeksy europejskich giełd świeciły przed południem na zielono (zdj. ilustracyjne) /KOEN VAN WEEL /PAP/EPA

Sytuacja na azjatyckich parkietach wyglądała jednak podczas dzisiejszej sesji niewiele lepiej niż wczoraj – zwraca uwagę analityk Domu Maklerskiego mBanku Szymon Zajkowski. Indeks Szanghaj Composite sesję zakończył ponad 7 proc. pod kreską, spore spadki dominowały również w Hong Kongu i Tokio – mówi Zajkowski.

Lepiej wygląda sytuacja w Europie, gdzie główne indeksy notowania rozpoczęły od niespełna 2 proc. wzrostów. Ustabilizowały się również notowania surowców i walut - dodał.

Po godz. 10 francuski CAC40 zyskiwał ponad 3 proc., a niemiecki DAX niemal 2,5 proc.

Zajkowski zaznaczył jednak, że na razie jest za wcześnie, by mówić, że to już koniec wyprzedaży. Dlatego też presja na dalsze spadki cen ropy oraz osłabienie złotego i dolara amerykańskiego pozostaje utrzymana - stwierdził.

Główny ekonomista BIZ Banku Ignacy Morawski przypomniał, że wczorajsza panika na rynkach finansowych przybrała pokaźne rozmiary, co było efektem załamania zaufania do zdolności chińskich władz do stabilizowania rynku finansowego i gospodarki. W zależności od aktywów, skala wahań cen była wczoraj najwyższa od lata 2011 r., kiedy strefa euro wchodziła w recesję, lub od zimy 2009 r., kiedy w recesji był cały świat - porównywał.

Trudno znaleźć jednoznaczną przyczynę wczorajszej paniki, jak zwykle w takich przypadkach nawarstwiło się wiele mniejszych sygnałów. Kroplą, która przelała czarę, był prawdopodobnie weekendowy brak reakcji chińskich władz monetarnych na załamanie giełdowe, który spotęgował wrażenie, że dotychczas postrzegany jako wszechwładny nad gospodarką rząd w Pekinie "jest nagi" - dodał Morawski.

W jego ocenie kluczowe pytanie, które wisi obecnie nad rynkami finansowymi i globalną gospodarką, dotyczy tego, jaka będzie skala spowolnienia gospodarczego w Chinach. Wskazał, że spowolnienie to może bowiem na wiele sposobów wpłynąć na globalną gospodarkę, m.in. poprzez niższy popyt na import, co uderzy w eksporterów w wielu krajach. Ponadto zwiększa ryzyko radykalnej dewaluacji chińskiej waluty, która spotęgowałaby negatywny impuls handlowy, a także była mocnym impulsem deflacyjnym dla świata.

Dopóki spowolnienie w Chinach będzie relatywnie łagodne, ze wzrostem PKB spadającym z ok. 7 do ok. 4-5 proc., dopóty perspektywy rozwojowe dla krajów rozwiniętych (w tym Polski) nie powinny ulec istotnej zmianie. Negatywne impulsy handlowe będą amortyzowane przez pozytywny impuls ze strony niższych cen surowców i łagodniejszej polityki pieniężnej - stwierdził.

Jeżeli jednak Chiny wejdą w recesję, wówczas spowolnienie może być wyraźnie odczuwalne na całym świecie - dodał.

"Światowa gospodarka na środku oceanu. Bez szalup ratunkowych"

Londyńska giełda rozpoczęła dzień 1,5 proc. wzrostem wartości akcji. Jak przekonał się korespondent RMF FM Bogdan Frymorgen, brytyjscy eksperci są jednak ostrożni w prognozach. Jak zauważają, jeśli gospodarka Chin, podobnie jak kilka lat temu gospodarka Japonii, zaczęła zwalniać, prędzej czy później zapłacimy za to wysoką cenę. Trudno przewidzieć, kiedy ta fala do nas dopłynie, ale Zachód jest nierozerwalnie związany z Chinami - mówi Robert Peston, redaktor naczelny programów biznesowych BBC.

Brytyjska  gospodarka znajduje się przyzwoitej kondycji, ale już i tak rekordowa niska stopa procentowa pozbawia Bank Anglii pola do manewru. Kłopoty Chin, jeśli faktycznie oznaczają długoterminową tendencję, na pewno wpłyną niekorzystnie na bilans brytyjskiego handlu zagranicznego. Zdaniem czołowego specjalisty brytyjskiego banku HSBC, światowa gospodarka znalazła się na środku oceanu. Nadal płynie, ale bez szalup ratunkowych. Eksperci uważają, że zawirowania na giełdach w Szanghaju i Pekinie mogą się odbić w odczuwalny sposób na wartości funduszy emerytalnych i inwestycji, na których polegają Brytyjczycy.

(mpw)