Deficyt budżetowy w wysokości 52,5 mld zł w przyszłym roku to deficyt bezpieczny - stwierdził minister finansów Jacek Rostowski. Według niego nie zostanie przekroczony pułap 55 proc. długu publicznego w relacji do Produktu Krajowego Brutto.

To, do dzieje się w Polsce z deficytem sektora finansów publicznych, w żaden sposób nie odbiega specjalnie od tego, co dzieje się w innych krajach europejskich - zaznaczył Rostowski. Jak dodał, deficyt tej wysokości to naturalny, opóźniony efekt kryzysu ekonomicznego. Posłuchaj:

Szef resortu finansów zakłada, że wysokość deficytu jeszcze się zmieni i to w dół. Rostowski przyznał, że budżet skonstruowano na bardzo pesymistycznych założeniach i tym częściowo potwierdza przypuszczenia opozycji i ludzi prezydenta, że te 52 miliardy to czarny scenariusz, by potem w roku wyborczym okazało się, że pieniędzy jest jednak więcej. O ile? Są sytuacje, w których precyzja jest dokładną odwrotnością do prawdy. Bo jak filozoficznie przyznał Rostowski, przyszłość nie jest znana. Dodajmy, że termin wyborów – tak.

Rostowski nie ukrywał, że ratunkiem dla przyszłorocznego budżetu ma być prywatyzacja. Nie dopuszcza w ogóle takiej możliwości, że resort skarbu nie zbierze z prywatyzacji co najmniej 28 miliardów. Kilka razy podkreślał, że tylko te pieniądze pozwolą nie przekroczyć niebezpiecznej dla budżetu granicy zadłużania się. Inaczej, jak sam przyznaje, będzie kosmiczna katastrofa: Gdyby jakaś asteroida spadła na Warszawę? Byłby duży problem w jednym i drugim przypadku. Minister Rostowski wierzy, że minister Grad uratuje budżet sprzedając państwowe spółki.

PSL domaga się dokładnych wyliczeń

Warto zaznaczyć, że PSL domaga się od PO dokładnych wyliczeń w sprawie wysokości deficytu budżetowego. Jak ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Burzyńska, ugrupowanie Waldemara Pawlaka zgłosi taki wniosek na wtorkowym posiedzeniu rządu. Pytanie zasadnicze brzmi: skąd się wzięła tak gigantyczna dziura budżetowa? Stanisław Żelichowski z PSL twierdzi, że wyliczenia ekonomistów wskazują na to, że powinna ona być o wiele mniejsza. Być może wszystko jest policzalne, wszystko jest dowiedzione, ale – na logikę rzecz biorąc – to nie powinno się tak bilansować - zaznacza.

Zaniepokojenie ludowców budzi przede wszystkim fakt, że według wszelkich szacunków wpływy z podatku VAT powinny być większe niż te zakładane przez ministra. Żelichowski nie bez rozgoryczenia dodaje, że szczegóły budżetowe powinny być skonsultowane ze wszystkimi ministrami zanim informacja pojawi się w mediach: Żaden z ministrów nie wie, skąd to się wzięło. Jego zdaniem kiedyś te zwyczaje były zupełnie inne. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej: