Napięcie w Rezerwie Federalnej, czyli amerykańskim banku centralnym. Z Federalnego Komitetu do spraw Operacji Otwartego Rynku, który m.in. ustala stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych, odchodzą dwaj członkowie uznawani za zwolenników podjęcia walki z inflacją. W komentarzach mówi się, że słabnie też pozycja szefa FED Jerome'a Powella.

Dwaj szefowie dystryktów, czyli regionalnych oddziałów Systemu Rezerwy Federalnej, sami podali się do dymisji. Jeden wskazał na chore nerki, a drugi na to, że rozpraszają go kontrowersje wokół jego prywatnych inwestycji. 

Kilka dni wcześniej Wall Street Journal opisał inwestycje obu panów, twierdząc że nie można wykluczyć, iż mogli korzystać ze swojej wiedzy, uzyskanej dzięki pracy w FED, by prowadzić prywatne interesy. 

Robert Kaplan z Dallas i Eric Rosengren z Bostonu bronili się, podkreślali, że te inwestycje były zatwierdzane przez urzędników rezerwy federalnej. Ostatecznie jednak zrezygnowali ze swoich urzędów.

Ich odejście może osłabić w komitecie, który odpowiada mniej więcej polskiej Radzie Polityki Pieniężnej, głos zwolenników aktywniejszej walki z inflacją i podniesienia stóp procentowych. 

Szef rezerwy Jerome Powell powtarza, że inflacja sama osłabnie i trzeba poczekać. 

Teraz jednak problem może mieć jego bezpośredni zastępca. Według nowych publikacji, tym razem Bloomberga, wiceszef FED Richard Clardia dokonał milionowych inwestycji w fundusze akcji na dzień przed kluczowym wystąpieniem Jerome'a Powella półtora roku temu, u progu pandemii.

"Ciekawy moment na korektę portfela", "Kolejny skandal" - takie tytuły w amerykańskiej prasie zwiastują, że Richardowi Claridzie niełatwo będzie wyklarować tę sytuację, chociaż też przekonuje, że te zmiany w portfelu jego inwestycji były planowane wcześniej i zatwierdzone przez Rezerwę. 

Pojawiają się już oceny, że to wszystko utrudni zatwierdzenie na kolejną kadencję szefa FED-u Jerome'a Powella, którego kadencja kończy się w przyszłym roku. 

Przy okazji można wspomnieć o aktywności polskiej prasy w sprawie dotyczącej szefa Banku Centralnego naszego kraju Adama Glapińskiego, którego kadencja też się kończy w przyszłym roku i który też powtarza, że inflacja jest przejściowa. Gazeta Wyborcza niedawno pisała, że prezes NBP miał przed laty zamienić się bezgotówkowo domami z biznesmenem, którego gazeta wiąże z bliskimi Kremlowi rosyjskimi oligarchami.