Gdzie jest hamulec awaryjny i czy ktoś może go w końcu zaciągnąć? Na razie nikt taki się nie znalazł, a światowe giełdy kolejny raz w ostatnich tygodniach notują ogromne spadki. Warszawa, Londyn, Paryż, Frankfurt – wszędzie indeksy pikowały. Czerwono jest również na Wall Street.

Jeszcze przed otwarciem piątkowej sesji giełdowej w USA było wiadomo, że inwestorzy zakończą tydzień w depresyjnych nastrojach. Wszystko z powodu informacji o kłopotach z kolejnych gałęzi gospodarki. Przemysł motoryzacyjny, firmy komputerowe i spółki paliwowe – wszyscy meldują o problemach.

Sesja na Wall Street rozpoczęła się na minusie. Amerykańskie media mówią wręcz o giełdowym koszmarze. Kto wie, czy na zbliżających się imprezach Halloween zamiast przerażających wampirów i duchów nie powinny pojawić się giełdowe wykresy i stroje maklerów. Oni wzbudzają teraz największy strach.

W Warszawie sesja upłynęła pod znakiem gorączkowej wyprzedaży akcji. WIG20, indeks największych spółek, zaczął od -3,31%; po godzinie 10 było to już prawie minus pięć procent. W południe spadał o -6 procent. Był to najniższy poziom od grudnia 2003 roku. Dzień zakończył na poziomie -3,8 proc.

W Europie podobnie. Londyński FTSE stracił 5%, w Paryżu CAC spadł o 3,54 proc., zaś DAX zniżkował o 4,96 proc. Azja zakończyła handel na prawie dziesięcioprocentowym minusie. W Europie, podobnie jak w USA i Azji dominują obawy o recesję w gospodarce. Atmosferę dodatkowo podgrzewają ogromne wahania na rynku walutowym.