„Doktor Jan Kulczyk należał do nielicznego grona osób, które potrafiły zarabiać duże pieniądze zarówno w Polsce, jak i za granicą. I do tego potrafił się tymi pieniędzmi dzielić” – tak zmarłego w nocy najbogatszego Polaka wspomina w rozmowie z reporterem RMF FM Zygmunt Stępiński, zastępca dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Jan Kulczyk dofinansował budowę tej placówki kwotą 20 milionów złotych.

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Panie dyrektorze: jak pan zapamięta Jana Kulczyka?

Zygmunt Stępiński, zastępca dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN: Wspaniale. Należy on do nielicznego grona ludzi, którzy zarobili w Polsce i za granicą duże pieniądze. Nie tylko je zarobił, ale był gotowy się nimi podzielić. Dzielił się tymi pieniędzmi z bardzo wieloma instytucjami kultury, które potrzebowały tego wsparcia. Jedną z takich instytucji jest Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Donacja, którą pan doktor Jan Kulczyk przeznaczył na nasze Muzeum w krytycznym momencie pozwoliła na dokończenie prac na wystawie stałej i udostępnienie tej wystawy publiczności. W tym sensie ta pomoc była bezcenna. Ponadto, wielokrotnie wykorzystując to, że był za granicą osobą znaną i szanowaną promował Muzeum wśród swoich przyjaciół i partnerów biznesowych. To również owocowało tym, że część z nich pochylała się nad losem Muzeum i wspierała jego rozwój. Pan doktor Kulczyk ma w naszym Muzeum audytorium swojego imienia - to najważniejsza sala. Myślę, że jego dobry duch będzie tutaj krążył i zapamiętamy go w sposób ciepły i niezwykle fajny.

Jan Kulczyk często bywał tutaj fizycznie?

Tak, oczywiście bywał na wszystkich uroczystościach oficjalnych związanych z otwarciem Muzeum. Potem kilkakrotnie nawet prywatnie bywał na różnych wydarzeniach kulturalnych i biznesowych, które w Muzeum się odbywają.

Jan Kulczyk kiedyś przyznał, że przed dotacją wahał się. Ale to wahanie dotyczyło tylko wielkości kwoty.

Doktora Kulczyka odróżnia od wielu innych ludzi, którzy rozważają przekazanie środków na instytucje kultury to, że część tych osób obwarowuje swoją donację czymś. Na przykład tym, że dostaną coś w zamian. Albo że zostaną w odpowiedni sposób uhonorowani. On w ogóle o to nie pytał. On dał. Bo wiedział, że tworzymy rzecz wyjątkową. Że jest to donacja przeznaczona na wspieranie projektu ważnego dla wielu osób. Myślę, że był dumny z tego, że te pieniądze przekazał.

Był bezinteresowny?

Z trudem dopatrywałbym się jakiejś interesowności. Oczywiście, każdy kto przeznacza pieniądze na jakąś misję społeczną otrzymuje coś w zamian. Jest obecny na tablicy darczyńców widocznej przy wejściu do Muzeum. On jako światowiec znający się nie tylko na zarabianiu pieniędzy rozumiał doskonale, jak takie instytucje jak nasza oddziałują na ludzi, Jaką rangę mają relacje polsko-żydowskie nie tylko dla historii, ale też dla gospodarki. On rozumiał to doskonale i dlatego wspierał.

Jaki był Jan Kulczyk w bezpośrednim kontakcie? Wytwarzał wokół siebie jakąś niezwykłą aurę?

Zawsze miałem z nim kontakt mało oficjalny. Pamiętam, jak przed otwarciem Muzeum wpadł w ostatniej chwili, był spracowany po całym dniu i złapał mnie za rękę pytając "Gdzie mogę się przebrać?". I tak stoi przede mną Kulczyk i chce zmienić koszulę. Zaprowadziłem go do toalety dla niepełnosprawnych, tam jest duże lustro. Przed drzwiami stał ochroniarz, doktor Jan wszedł do środka, w pewnym momencie wyszedł do nas i po prostu wziął udział w otwarciu.

Nie miał z tym problemu?

Absolutnie nie.

Miał dystans do siebie w takich sytuacjach?

Zdecydowanie tak. Człowiek, który ma tyle kontaktów, nie musi rozpoznawać innych. To nie jest jego obowiązkiem. On zawsze jednak robił ten gest: zatrzymywał się, podawał rękę, kiwał głową. To było fajne. Bardzo wielu bardzo bogatych ludzi jest w innym wymiarze i unosi się pół metra nad ziemią.

On był w naszym wymiarze?

Tak. Moim zdaniem tak, i to bardzo.

(mn)