Dokładnie 6 miesięcy po ogłoszeniu przez prezydenta USA George'a W. Busha zakończenia głównych działań wojennych w Iraku, amerykańska armia straciła kolejnych 2 żołnierzy, zaś w Bagdadzie gwałtownie wzrosła obawa przed kolejnym rozlewem krwi. Pojawiły się bowiem pogłoski o planowanym "dniu oporu".

W związku z napiętą sytuacją iracki minister spraw zagranicznych w ostatniej chwili odwołał wyjazd do Damaszku na spotkanie dotyczące właśnie fali przemocy w Iraku. Coraz silniejsze jest przekonanie, że za ostatnimi zamachami, a przynajmniej za częścią z nich stoi obalony iracki dyktator.

Amerykański administrator Iraku Paul Bremer po raz kolejny potwierdził, że złapanie albo zabicie Saddama Husajna jest jednym z najważniejszych zadań amerykańskich sił w Iraku:

Jesteśmy przekonani, że Saddam żyje i że ukrywa się w Iraku. Nie mamy dowodów na to, że to faktycznie on osobiście stoi za ostatnimi zamachami, jednak wyraźnie zauważalna jest coraz większa koordynacja i kontrola nad tymi atakami.

Ze swej strony, w cotygodniowym wystąpieniu radiowym prezydent George W. Bush po raz kolejny podkreślił, że nasilenie się ataków na siły koalicji nie zmusi Ameryki do wcześniejszego wycofania się z Iraku:

Zabójcy, którzy stoją za ostatnimi atakami to zwolennicy reżimu Saddama, ale także obcokrajowcy, najemnicy, którzy przybyli do Iraku by siać postrach i chaos. USA wypełnią jednak swe zadanie w Iraku. Wcześniejsze wycofanie się jedynie wzmocniłoby terrorystów i zwiększyło zagrożenie dla Ameryki. Zostaniemy w Iraku, będziemy walczyć i zwyciężymy.

Według amerykańskiej prasy setki młodych islamskich bojowników z Europy i Bliskiego Wschodu jest w drodze do Iraku by przyłączyć się do walki z siłami koalicyjnymi. „The New York Times”, powołując się na przedstawicieli służb do walki z terroryzmem sześciu państw, pisze, że kilkuset bojowników już przedostało się do Iraku przez granicę z Syrią lub Iranem.

20:25