Prezydent USA pół roku temu ogłosił koniec dużych operacji wojskowych w Iraku, ale wojna trwa tam cały czas. Wczoraj zginęło 16 żołnierzy i 2 cywilów. Podczas 6-miesięcznego pokoju zginęło więcej żołnierzy USA niż w czasie działań wojennych.

Właściwie nie ma dnia, by w Iraku nie ginął amerykański żołnierz, jednostki USA codziennie atakowane są po kilkanaście razy. Zdaniem arabistów, Amerykanie za bardzo w siebie wierzą. Są przekonani, że amerykański styl życia; że ich wizja ekonomii, ładu światowego jest najlepsza - mówi pracujący w Bagdadzie Marek Kubicki, współtwórca portalu arabia.pl. Jego zdaniem najbliższe pół roku nie przyniesie żadnych zmian – będzie to kolejne pasmo zamachów.

Brytyjscy analitycy posługują się prostym wykresem. Na jednej osi jest destabilizacja Iraku, na drugiej postęp w odbudowie kraju. Życie zwykłych Irakijczyków, jak również bezpieczeństwo amerykańskich żołnierzy, zależy od obu tych wartości. Wszystko wskazuje jednak na to, że w Bagdadzie sytuacja wymyka się spod kontroli.

Bojownicy napływający do Iraku z krajów arabskich znikają w stolicy - twierdzi jeden z ekspertów biura badań strategicznych Jane’s Defence. Z kolei opozycję w Iraku dzieli na lojalistów, którzy chcą powrotu Saddama Husajna i ludzi ginących w samobójczych atakach – takich jak te na siedzibę ONZ czy Czerwonego Krzyża – oni są gotowi umierać za Koran.

Brytyjscy obserwatorzy przypominają, że wg międzynarodowego prawa Stany Zjednoczone i ich sojusznicy są odpowiedzialni za zapewnieni bezpieczeństwa w Iraku. Ale w odbudowie tego kraju – zarówno materialnej, jak i struktur państwowych – powinny uczestniczyć organizacje międzynarodowe i inne kraje. Nic dziwnego, ze nie kwapią się one do udzielania pomocy, skoro codziennie nad Tygrysem i Eufratem wybuchają bomby i giną kolejne osoby.

Najważniejszym zadaniem sił okupacyjnych jest zyskanie sympatii narodu okupowanego. A to – jak dowodzi historia – nie jest łatwe.

09:15