W grodzie Kraka od rana demonstrują kupcy i hutnicy. Kupcy nie zgadzają się na budowę kolejnych dwóch hipermarketów, i kilku innych znajdujących się w realizacji. Natomiast protestujący przed Hutą imienia Tadeusza Sendzimira chcą po prostu swoich pieniędzy - pensji, których nie dostają do dwóch miesięcy.

Przed krakowskim urzędem miasta atmosfera jest bardzo napięta. Blisko 600 kupców skanduje wyzywając krakowskich rajców od złodziei i łapówkarzy. Pojawiły się także transparenty, na jednym z nich napisano „1 hipermarket = likwidacja 1000 miejsc pracy”. Przedstawiciel kupców powiedział, że pikiety skończą się wtedy, gdy władze miasta rozpoczną z nimi rozmawiać. Wiceprezydent miasta powiedział, że z tłumem dyskutować nie będzie. Po tych słowach protestujący próbowali się wedrzeć siłą do budynku. Doszło do bójki demonstrantów ze strażą miejską i policją. Teraz kupcy, którzy już nieco ochłonęli czekają aż wyjdzie do nich ktoś z władz. Na razie czekają bezskutecznie.

Natomiast protestujący przed Hutą imienia Tadeusza Sendzimira chcą po prostu swoich pieniędzy. Kilkaset osób, które stoją przed bramą zakładu to pracownicy spółki Belmer – tak zwanej spółki córki - zajmującej się remontami dla Huty. Ludzie ci od dwóch miesięcy nie dostają wypłaty, a do tego grozi im zwolnienie z pracy. W Belmerze pracuje jeszcze około 760 osób. Ich sytuacja jest wręcz beznadziejna, bowiem spółka jest w stanie upadłości i zarządza nią syndyk. Tylko Huta winna jest Belmerowi 4 miliony złotych. Belmer nie płaci pracownikom, bo zwyczajnie nie ma z czego. W gabinecie dyrekcji toczą się kolejne rozmowy, a zrezygnowani ludzie stoją na ulicy. Posłuchaj relacji reportera RMF Witolda Odrobiny:

Foto Witold Odrobina RMF

12:15