Europo nie idź tą drogą! Drogą proponowaną przez Nicolasa Sarkozy’ego. To główne hasło polskiej delegacji pod przewodnictwem premiera na niedzielny szczyt Unii Europejskiej. Szczyt zwołany został przez Czechów, rozwścieczonych zapowiedziami prezydenta Francji o tym, że gotów jest wspomagać francuskie koncerny pod warunkiem, że te nie będą przenosić fabryk do innych unijnych krajów.

Protekcjonistyczne zapędy Nicolasa Sarkozy’ego zdenerwowały przede wszystkim nowe kraje Unii Europejskiej. Starym członkom Wspólnoty oficjalnie nie wypada mówić o protekcjonizmie, ale to nie oznacza, że po cichu nie kibicują takiemu projektowi. Gdyby Sarkozy’emu udało się wprowadzić swój plan w życie, na jego plecach z chęcią przejechałyby się choćby Włochy.

Na Półwyspie Apenińskim powstaje jeszcze inny, groźniejszy dla Polski plan - wypuszczenia na rynek wspólnych euroobligacji. Na razie nikt wprawdzie oficjalnie o nim nie mówi, ale euroobligacje jak potwór straszą z ciemnego kąta. Dla Polski oznaczałyby kłopoty ze sfinansowaniem swojego zadłużenia. Jeśli włoski premier Silvio Berlusconi o nich wspomni, zareagujemy – zapowiada odpowiedzialny w rządzie za integrację europejską Mikołaj Dowgielewicz. Jeśli ten pomysł się pojawi, to Polska będzie bardzo stanowczo stawiała kwestię tego, że nie można Unii Europejskiej dzielić na dwie grupy członków: na gorszych i lepszych - zapewnia:

Na razie zgody na euroobligacje nie wyrażają Niemcy.

Niedzielny szczyt będzie testem na wiarygodność Unii - podkreśla również Mikołaj Dowgielewicz:

Czy Wspólnota test zda? Mówienie jednym głosem nie jest jej najmocniejszą stroną. Zwłaszcza, że w dobie pogłębiającego się kryzysu w Europie zaczyna królować hasło: Ratuj się, kto może