27 lipca minęło dokładnie dziesięć lat od ogłoszenia przez Radę Najwyższą Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej deklaracji o suwerenności państwa. Ile z tej suwerenności pozostało dziś ?

Zdaniem opozycjonistów niewiele. Obecny prezydent Aleksander Łukaszenko przez cały czas sprawowania przez siebie władzy dąży do ściślejszego połączenia Białorusi z Rosją. Nie tylko w sferze gospodarki, ale także kultury.

TRUDNE POCZĄTKI NIEPODLEGŁEGO PAŃSTWA

Tak naprawdę Białorusini nie dążyli do odzyskania przez siebie niepodległości. Niepodległe państwo powstało niejako z „musu” po rozpadzie ZSRR, kiedy Rosja nie chciała już utrzymywać zbędnego balastu w postaci biednych republik.

Jeszcze na początku 1991 roku ponad 83 % mieszkańców Białorusi w referendum wypowiedziało się za przynależnością do ZSRR. Taki wynik świadczyć może o stanie świadomości narodowej Białorusinów i ich kulturze.

Tak naprawdę to tylko nieliczna inteligencja z kręgów opozycyjnych widziała przyszłość kraju w niepodległym bycie. Powoli jednak coś jakby zaczęło się zmieniać. Język białoruski stał się językiem urzędowym. Przywrócono białoruskie symbole narodowe. Niestety, rządząca elita, wywodząca się bezpośrednio ze starej nomenklatury nie miała pomysłu na przeprowadzenie koniecznych reform. W rezultacie gospodarka państwa zaczęło powoli podupadać. Należy tutaj zaznaczyć, że Białoruś jest krajem typowo rolniczym. Nie ma tam ani dużego przemysłu, ani bogactw naturalnych. Na dodatek jest niemal całkowicie uzależniona od rosyjskich źródeł energii, za którą po rozpadzie ZSRR musiała słono zapłacić.

POCZĄTEK DYKTATURY

Nic więc dziwnego, że białoruskie społeczeństwo bardzo szybko jedyną dla siebie szansę zaczęło upatrywać w ponownym połączeniu z Rosją. Na scenie politycznej zaczęli się liczyć tylko ci politycy, którzy obiecywali szybki powrót do dawnego porządku. Takie właśnie społeczne nastroje doskonale wykorzystał Aleksander Łukaszenko startując w wyborach prezydenckich. Miał jeszcze jedną przewagę. Wcześniej jako szef komisji do spraw korupcji w Radzie Najwyższej zdążył przygotować sobie teczki na niemal wszystkich liczących się polityków w państwie. Co ciekawe niemal do samego końca był niedoceniamy przez swoich kolegów parlamentarzystów. Kiedy ogłosił swoją kandydaturę w wyborach było już za późno, aby go powstrzymać.

10 lipca 1994 roku ogromną większością głosów Aleksander Łukaszenko zostaje wybrany pierwszym w dziejach prezydentem Republiki Białoruś. To czarna data dla niepodległej i demokratycznej Białorusi. Prezydent bardzo szybko zaprowadza „ nowe porządki”. Język rosyjski ponownie staje się językiem urzędowym. Kolejne dekrety prezydenta dają mu co raz większą władzę. Białoruś staje się republiką prezydencką z socjalizmem rynkowym. Powoli znikają prywatne przedsiębiorstwa i małe firmy rodzinne. W rękach administracji prezydenta znajdują się niemal wszystkie dziedziny gospodarki.

W 1996 roku prezydent Łukaszenko przeprowadza referendum konstytucyjne, które daje mu jeszcze większą władzę i nieograniczone wręcz możliwości. Wydłuża też okres sprawowania przez siebie władzy o kolejne dwa lata.

BIAŁORUŚ DZIŚ

Kiedy przyjeżdża się na Białoruś to wydaje się, że czas stanął w miejscu. Brudne, szare ulice, brak reklam. I tak jest w rzeczywistości przynajmniej w sferze gospodarki. Przeciętna pensja na Białorusi wynosi około 40 dolarów, a ceny niektórych artykułów znacznie przewyższają te w naszych sklepach. Na dodatek w wielu przedsiębiorstwach pensji nie wypłaca się już od kilku miesięcy. Jedynie pracownicy sowchozów i kołchozów dostali zaległe wynagrodzenie, bo w tej chwili żniwa to sprawa najważniejsza dla całego kraju.

Nic nie wskazuje też na to, że coś ma się zmienić w najbliższym czasie. Opozycja nie dość, że bardzo nieliczna to na dodatek niemal przez cały czas skłócona. Wszelkie przejawy buntu tłumione są niemal w zarodku przez milicję i KGB.

Biorących udział w anty – prezydenckich manifestacjach skazuje się na wysokie grzywny, a nawet wsadza na kilka dni do aresztu. Pomimo tego niemal co kilka miesięcy na ulice największych miast Białorusi wychodzi niezadowolony tłum.

W październiku odbyć się mają wybory do parlamentu. Opozycja nie ma jednak dużych szans. Cała prasa podlega cenzurze, a radio i telewizja są rządowe. Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji opozycja chce zbojkotować wybory. – Nie ma legalnej władzy i nie ma wyborów – twierdzi Vincuk Viacorka – przewodniczący Białoruskiego Frontu Narodowego – największej partii opozycyjnej na Białorusi.

Posłuchaj rozmowy reportera radia RMF FM, Piotra Sadzińskiego z Vincukiem Viacorką:

Opozycja zamierza też w trakcie wyborów wyprowadzić niezadowolony z rządów prezydenta Łukaszenki tłum na ulice. Czy jej się to uda, trudno powiedzieć.

zdjęcia i tekst Piotr Sadziński RMF FM