Kto jest odpowiedzialny za zamachy w Izraelu: islamiści z Hamasu i Dżihadu czy może terroryści z al-Qaedy? Na te pytania starają się dziś odpowiedzieć izraelskie media, a także władze i wojsko. Pytania narastają od niedzieli, kiedy dowództwo izraelskiej armii stwierdziło, że dwaj terroryści, którzy zginęli w starciu z patrolem wojskowym byli członkami al-Qaedy.

W niedzielę nad ranem dwaj terroryści ostrzelali izraelskich żołnierzy odbywający patrol przy granicy z Egiptem. Zginęli obaj napastnicy i jeden z żołnierzy. Granica izraelsko-egipska nie ma prawie żadnych zabezpieczeń, inaczej niż granica ze Strefą Gazy, która odgrodzona jest pierścieniem zasieków i umocnień.

Terroryści mogli więc wydostać się jednym z licznych podkopów ze Strefy Gazy do Egiptu, by stamtąd wtargnąć do Izraela. Taki scenariusz miał już miejsce kilka miesięcy temu i dlatego początkowo sądzono, że obecnie było podobnie.

Taką wersję potwierdzało także to, że przy zwłokach zabitych terrorystów znaleziono nie tylko broń maszynową i granaty, ale także duże ilości środków odurzających i jednorazowych strzykawek. Wywiad już od kilku tygodni alarmował, że członkowie Hamasu planują porwania izraelskich żołnierzy, by wymieniać ich na swoich ludzi. Środki odurzające miały właśnie pomóc w tych porwaniach.

Jednak zdaniem wojska obydwaj terroryści nie są ani Palestyńczykami, ani Beduinami z Półwyspu Synaj. Obaj mieli przybyć – jak poinformowało wojsko – „z daleka” i być wysłani przez Osamę bin Ladena.

Foto: Archiwum RMF

17:50