Pocisk z działa okrętowego latami był ozdobą w ogrodzie domu w Wielkiej Brytanii. Gospodarz lubił nawet czyścić narzędzia, szorując je i ostukując o niewybuch. Że nie jest to tylko łuska, ale pocisk okazało się dopiero, gdy przyglądnęli mu się saperzy. Właściciele domu żałują, że ich ulubiona ozdoba wyleciała w powietrze na poligonie.

Małżeństwo z Pembrokshire latami trzymało XIX-wieczny trzydziestokilogramowy pocisk z działa okrętowego jako ogrodową ozdobę. Państwo Edwards byli zaszokowani, kiedy okazało się, że trzeba ewakuować ulicę, bo saperzy muszą zdetonować ozdobę ogrodową.

Pocisk upiększał ogródek od ponad stu lat. Dawny właściciel domu znalazł go w pobliżu plaży, której brytyjska marynarka używała do ćwiczeń. Zabrał pocisk na wóz i długą, wyboistą drogą przewiózł do domu. Uważał, że to pusta łuska, napisała redakcja portalu BBC.

Pocisk artyleryjski przetrwał w ogródku przez dwie wojny światowe. Ktoś ozdobił go czerwoną farbą, ktoś użył betonu, żeby trwale przytwierdzić go do podłoża. Kiedy przed 40 laty obecni właściciele kupili dom wraz z zadomowionym sędziwym niewybuchem, pocisk okazał się również bardzo poręczny: pani Edwards kończąc pracę w ogródku, oczyszczała z ziemi narzędzia, stukając nimi o niewybuch.

Jednak sielanka zakończyła się w ubiegłym tygodniu: przypadkowo przechodzący ulicą policjant dostrzegł pocisk i uznał, że trzeba go sprawdzić. A kiedy obejrzeli go saperzy, okazało się również, że trzeba go zdetonować.

Państwo Edwards stwierdzili ze smutkiem, że "było to jak śmierć starego przyjaciela".