"Tadeusz Mazowiecki przeżywał mniej więcej to, co pod koniec życia widział Stefan Żeromski. On marzył o szklanych domach, a widział Polskę skłóconą" - mówi w rozmowie z RMF FM profesor Władysław Bartoszewski. "Do końca życia Mazowiecki zostanie ze mną w pytaniu: A co by o tym powiedział?" - przyznaje.

Zobacz również:

Roman Osica: Premier Mazowiecki nie był ostatnio zadowolony z Polski, jaką mamy. Rozumiem, że podzielał pan jego zdanie? Dlaczego nie był szczęśliwy, że to w tę stronę poszło, a nie inną?

Władysław Bartoszewski: Powiedziałbym, że Mazowiecki przeżywał to, co pod koniec życia czuł jeden z największych Polaków dwudziestego stulecia - Stefan Żeromski. On marzył o Polsce szklanych domów, a była Polska niesłuchanie skłócona. To właśnie przeżywał Żeromski - wrażliwy, polski patriota. Nieraz myślałem nad tym, co mnie boli i dlaczego. To byłoby to, że w naszym pojęciu patriotą jest ten, który jest szczególnie wrażliwy na błędy własnego narodu, własnego środowisko.

Napisał pan niedawno, że żaden gepard nie był szybszy niż żółw Mazowiecki.

Mazowiecki był człowiekiem powolnym w ruchach i mówieniu. Nie był retorem. Nie lubił mówić długo. Nie mógł konkurować z niektórymi znanymi politykami światowymi, ale to co mówił, było wyrazem jego autentycznych przemyśleń. Był to człowiek, o którym nieraz myślało się: "A co by on powiedział?" Tadeusz Mazowiecki należy do tych, których nazwiska do końca życia zostaną mi do końca życia w pytaniu: "A co by powiedział?".