Stwierdzenie Adama Hofmana, że jeden z dwóch liderów Solidarnej Polski nie tak dawno złożył ofertę powrotu do PiS w zamian za miejsce na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego dla siebie i jeszcze jednej osoby - to prawdziwy majstersztyk. Może nie w dziedzinie przesadnej elegancji (ale któż spodziewa się jej w polityce), ale z pewnością w skuteczności.

Cały przekaz rzecznika PiS trwa w tej sprawie ledwo kilka sekund. Kilka słów z "Przesłuchania" Mariusza Piekarskiego rozwala jednak misternie zapewne przygotowany ceremoniał, którym chciała dziś zająć opinię publiczną Solidarna Polska.

Partia Zbigniewa Ziobry zebrała się bowiem w Kutnie, by radzić nad swoim kandydatem na premiera. Pomysł, żeby partia, której wszyscy parlamentarzyści mieszczą się w większej windzie, ale organizująca tyleż niezliczone, co pozbawione wpływu na cokolwiek konferencje prasowe wystawiała kandydata, którego ze względu na liczebność klubu nie może nawet formalnie zgłosić - jest oczywiście absurdalny. Zwraca jednak uwagę na robiącego bokami konkurenta PiS, i o to w istocie chodzi.

Adam Hofman zdyskredytował dziś te działania paroma słowami, odwracając uwagę od decyzji Solidarnej Polski i kierując ją na Jacka Kurskiego. Nikt nie ma bowiem wątpliwości, że to jego ma na myśli rzecznik PiS, mówiąc "jeden z dwóch liderów". Liderów Solidarna Polska ma w istocie dwóch - Ziobrę i Kurskiego. Ziobro jest jednak liderem, i gdyby jego miał Adam Hofman na myśli, nie użyłby liczby mnogiej, bo po co. Nazwisko Ziobry jest też częścią oficjalnej, zarejestrowanej i pełnej nazwy partii. Gdyby to on chciał tę partię opuścić, automatycznie stawałaby się jeszcze większym curiosum, niż jest obecnie.

Jacek Kurski zaś znany jest z nietuzinkowych i mocno bezceremonialnych zachowań. Co więcej, po prześledzeniu jego kariery w polityce nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdyby polityka była regionem turystycznym, Jacek Kurski, który był już nawet wiceprezesem ZChN - byłby w niej z pewnością co najmniej Honorowym Prezesem Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego.

Prawdopodobna jest też cena, jakiej według Adama Hofmana zażądał za powrót do PiS "jeden z dwóch liderów" Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Zasiadanie w Parlamencie Europejskim to jedna z najbardziej pożądanych ról, jakie można w polityce pełnić, przy tym dochodowa. Świadomość tych korzyści jest zaś szczególnie czytelna dla tych, którzy już tam zasiadają, jak panowie Ziobro, Kurski i Cymański. Czegóż można byłoby zażądać więcej za kolejne przełknięcie zarzutów o zmianę barw?

Logicznie zatem słowa Adama Hofmana kleją się w spójny, przekonujący przekaz.

Polityce Solidarnej Polski z własnej woli obradujący dziś w odległym od centrum wydarzeń Kutnie będą dziś przeżywać po pierwsze gorycz porażki przy przekazywaniu swoich komunikatów (bo te "przykryją" słowa rzecznika PiS, po drugie zaś - dotknie ich kryzys zaufania do siebie samych. Bo przecież, diabli wiedzą, może Hofman wcale nie blefuje? Może rzeczywiście pora na ucieczkę?

Tajemnicę tego, jak było naprawdę, zna tylko "jeden z dwóch liderów" Solidarnej Polski. Prawda jednak nie jest w polityce tak istotna, jak przekaz. Zwięzły, zwracający uwagę, i nastręczający konkurentom problemów.

Jak słowa Adama Hofmana.