Bardzo dziwią mnie beztroskie opinie pana prezydenta, wygłaszane w związku z aferą powstała po spotkaniu Władimir Ałganow-Jan Kulczyk - mówi gość RMF Konstanty Miodowicz członek orlenowskij komisji sejmowej.

Tomasz Skory: Co jest panie pośle wiarygodniejsze dla służb specjalnych donos obywatelski doktora K. na ministra Kaczmarka czy samodzielne, zdobyte informacje, że doktor K. powołuje się na głowę państwa?

Konstanty Miodowicz: Zdecydowanie to ostatnie. I mówię to w odwołaniu do konkretnego przypadku, który pana interesuje. Otóż notatka, o której wszyscy dyskutują, są pismem, do którego są dwa załączniki. Jeden załącznik to notatka sporządzona przez pana Siemiątkowskiego o rozmowie z panem Kulczykiem dnia 31 lipca ub. roku. Drugi załącznik to informacja nazwana jednoźródłową – mogącą pochodzić ze źródeł agenturalnych, źródeł operacyjno-technicznych, która w swej treści pokrywa się bardzo wiernie z przekazem Kulczyka – poza jednym. Poza sprawą powoływania się przez pana Kulczyka na rekomendacje prezydenckie.

Tomasz Skory: W tym co pisze Siemiątkowski – rozumiem – tego wątku nie ma.

Konstanty Miodowicz: Nie ma, ale nie dziwię się, bo on zawiera relację ze spotkania z Kulczykiem.

Tomasz Skory: Prezydent uznał wczoraj notatkę wywiadu mówiącą o wykorzystywaniu znajomości z prezydentem – czyli tę drugą część – za mało wiarygodną, bo jednoźródłową i niepodpisaną. Jak to jest z tą jednoźródłowością, bo czy oficerowie wywiadu się pod raportami podpisują, to wątpię. I tu prezydent błądzi.

Konstanty Miodowicz: Oczywiście. Pan prezydent wie doskonale, że tego rodzaju informacje nie zawierają danych identyfikujących źródło osobowe, było jej świadczycielem. I dlatego przyjdzie mi w komisji, wtedy kiedy przed naszym gremium stanie pan prezydent, zapytać się: dlaczego wczoraj wypowiadał takie opinie, wiedząc, jak konstruowana jest informacja wywiadowcza i wiedząc, że wywiad uznał ją w najwyższym stopniu za wiarygodną i dlatego bez żadnego ostrzegawczego komentarza zaprezentował go nie byle komu – prezydentowi.

Tomasz Skory: Treść donosu – trzymajmy się terminologii – doktora K. jest nieprawdziwa, po spotkaniu Ałganowa z Kulczykiem wywiad wie to, co sam ustalił – że Kulczyk powoływał się na wpływy w Pałacu Prezydenckim i poparcie prezydenta Kwaśniewskiego i dlatego rozumiem, że doktor Kulczyk jest teraz śledzony, inwigilowany.

Konstanty Miodowicz: To, co pan nazwał donosem, nazwijmy mianem relacji i że zachowanie Kulczyka akurat polegające na składaniu informacji po rozmowie z Ałganowem przedstawicielom kompetentnym naszego państwa, jest zachowaniem bynajmniej nie nagannych, a godnym pochwały. Wszelako dane te nie zawierały niczego, co mogłoby jego obciążać. A obciążającym go byłoby powoływanie się na rzekome lub prawdziwe rekomendacje pana prezydenta w rozmowie z Ałganowem. Przypuszczam, że czynności operacyjno-techniczne stosowane później przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego objęły nie tylko pana Kaczmarka, nie tylko pana Macieja Giereja, który sam jest w tę sprawę zamieszany, nie jest wymieniony w notatce, o której mówimy, zdaniem prasy, ale także inne osoby, a przede wszystkim pana Kulczyka, który mógł być kanałem dezinformacji i mógł być nieświadomie wykorzystany do działań destabilizujących w naszym kraju przez rosyjskie służby specjalne, które wobec niego reprezentował Władymir Ałganow.

Tomasz Skory: No właśnie jak to jest z tym wykorzystywaniem, bo można myśleć, ze to Kulczyk wykorzystał Ałganowa, aby zaszkodzić Kaczmarkowi, bo ten mu przeszkadzał w interesach, ale można tez się spodziewać, ze Ałganow wykorzystał Kulczyka, żeby zaszkodzić prezydentowi i Kaczmarkowi, całemu państwu, bo mówimy o głowie państwa m.in.

Konstanty Miodowicz: Wszystko jest możliwe. W całej serii hipotez, które należy rozpatrzyć w zaistniałej sytuacji, bardzo dziwią mnie beztroskie opinie wypowiadane wczoraj przez pana prezydenta. Myślę, że miały one na celu łagodzenie klimatu dysputy politycznej na dzień przed głosowaniem ws. wotum zaufania dla rządu przyjaciela pana prezydenta Marka Belki.

Tomasz Skory: Nasz dziennikarz został posądzony o obrażenie pana prezydenta, a więc nie było to łagodzenie dysputy.

Konstanty Miodowicz: Ale na tym sprawa się nie zakończy. To że doszło do ostrej wymiany zdań między dziennikarzem a panem prezydentem, świadczy o tym, że mimo wszystko pan prezydent miał nerwy napięte.