"Oczekuję, że to się specjalnie na portfelach polskich i światowych nie odbije" – mówi Krzysztof Płomiński, były ambasador Polski w Iraku i Arabii Saudyjskiej. "W ostatnim czasie podaż ropy naftowej była większa niż popyt. Wszystkie kraje uprzemysłowione mają rezerwy na 90 dni – Polska również. Saudyjczycy zmagazynowali ogromne ilości zapasów. Podobne zapasy mają najwięksi konsumenci i producenci, czyli Stany Zjednoczone i Chiny" – argumentuje gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM, nawiązując do ataku na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej.

Krzysztof Płomiński ostrzega jednocześnie, że jeśli sytuacja będzie eskalować, stanie gospodarka globalna wobec ogromnego problemu. "W skrajnej sytuacji może to oznaczać katastrofę gospodarczą" - stwierdził - "Igramy z ogniem".

Mówiąc o odpowiedzialności za ataki, Krzysztof Płomiński oświadczył, że po obu stronach konfliktu jest łatwość do oskarżania. "W tym przypadku Iran jest naturalnym celem. Jakaś forma akcji zbrojnej przeciwko Iranowi jest przesądzona" - dodał były ambasador. Zaznaczył, że jego zdaniem nie nastąpi to w najbliższych dniach czy tygodniach. "Logika konfliktu na Bliskim Wschodzie mówi, że trzeba się liczyć z konfrontacją zbrojną" - kontynuował gość Pawła Balinowskiego. Jego zdaniem, celem ataku odwetowego ze strony USA może być Irak.

W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM, Krzysztof Płomiński mówił o powodach, dla których rafinerie w Arabii Saudyjskiej zostały zaatakowane. Były ambasador wykluczył scenariusz, w którym głównym celem byłoby podbicie cen ropy. Gość Pawła Balinowskiego podkreślał też, że Stany Zjednoczone mają niewielkie pole manewru w kwestii nałożenia na Iran kolejnych sankcji gospodarczych: "Iran eksportuje 100 tys. baryłek ropy dziennie, a mógłby 4-5 mln." Zdaniem Płomińskiego, Amerykanom zostaje więc odpowiedź zbrojna, ale jej celem niekoniecznie musi być terytorium Iranu.


Paweł Balinowski, RMF FM: Panie ambasadorze, kiedy i czy w ogóle odczujemy te ataki w Arabii Saudyjskiej w naszych polskich portfelach? Czy zobaczymy wzrosty cen na stacjach benzynowych?

Krzysztof Płomiński, były ambasador Polski w Iraku i Arabii Saudyjskiej: Tak naprawdę zależy to od tego, czy będzie dalszy ciąg eskalacji sytuacji, czy ona w jakimś stopniu się rozładuje. Jeżeli pozostanie tak jak obecnie, to oczekuję, że specjalnie na polskich i światowych portfelach nie odbije. A to dlaczego? Po pierwsze, w ostatnim okresie podaż ropy naftowej była większa niż popyt, wszystkie kraje uprzemysłowione mają rezerwy - Polska ponad 90 dni, również i Unia Europejska. Saudyjczycy zmagazynowali ogromne ilości zapasów i mogą je uruchomić, co zresztą już zrobili, żeby na bieżąco, doraźnie, ubytek zmniejszyć. Podobne zapasy mają najwięksi konsumenci i producenci ropy naftowej, mówię o Stanach Zjednoczonych, jeżeli chodzi o produkcję i Chiny, które są jednym z największych konsumentów na świecie.


Czyli świat jest przygotowany na trudy związane z brakiem ropy? A co, jeżeli sytuacja będzie eskalować, bo mamy takie groźby, na przykład ze strony Stanów Zjednoczonych, groźby wręcz odwetu za te ataki na Arabię Saudyjską?

Jeśli sytuacja będzie eskalować i ona będzie dotyczyć, czy to instalacji naftowych, czy to swobody żeglugi w cieśninie Ormuz, przez którą przepływa ogromna część światowego zaopatrzenia i ropy naftowej i gazu, o czym trzeba również powiedzieć, to stanie gospodarka globalna wobec ogromnego problemu, który wobec jakieś skrajnej sytuacji może oznaczać katastrofę gospodarczą.

A czy te groźby odwetu mogą zostać rzeczywiście zrealizowane przez Arabię Saudyjską, na przykład ze wsparciem Stanów Zjednoczonych?

Ostatnie wydarzenia, czyli ataki na rafinerie saudyjskie, one pokazały, z jaką beczką prochu mamy do czynienia. Myślę, że zarówno po stronie saudyjskiej, amerykańskiej, jak i po stronie irańskiej i sojuszników Iranu, jest pełna świadomość, że igramy z ogniem.

Czy ta beczka prochu może eksplodować w najbliższym czasie?

Problem polega na tym, że na Bliskim Wschodzie problemy nie są załatwiane środkami dyplomatycznymi, tylko jeden konflikt przechodzi w drugi. Normalnie na świecie, i każdy politolog to powie, po okresie wojny przystępuje się do rozmów i ustala pokój, ale Bliski Wschód, generalnie rzecz biorąc, jest tutaj mało chlubnym wyjątkiem.

Dzisiaj w Rijadzie Arabia Saudyjska pokazała dowody na to, że to Iran stoi za atakiem. To były fragmenty dronów, fragmenty rakiet użytych podczas ataków na instalacje. Czy to rzeczywiście są mocne dowody mogące świadczyć o tym, że to jest wszystko odpowiedzialność Iranu?

Ja myślę, że po obu stronach konfliktu jest bardzo łatwa skłonność do oskarżania. W tym przypadku Iran jak gdyby jest naturalnym celem odpowiedzialności i ten konflikt zresztą trwa od bardzo dawna, miał różne odsłony, takiej eskalacji jak dotychczas nie było, ale wydaje mi się, że jakaś forma akcji zbrojnej przeciwko Iranowi jest przesądzona. Nie wiem, kiedy to nastąpi, być może nie w najbliższych dniach, nie w najbliższych nawet tygodniach, ale logika wydarzeń, jakie mają miejsce wokół tego konfliktu i na Bliskim Wschodzie generalnie mówi, że trzeba się liczyć z konfrontacją zbrojną. Miejmy nadzieję, że ona będzie ograniczona i że po tej konfrontacji dojdzie do jakiegoś uregulowania.

Ale konfrontacją zbrojną, która miałaby się wydarzyć na terenie Iranu?

Albo na terenie Iranu albo na obszarach, które Iran w dużym stopniu albo podporządkował, albo umocnił swoje interesy i to jest przede wszystkim w tej chwili, chyba głównym takim miejscem, które można brać pod uwagę to jest Irak.

W Iraku mógłby wydarzyć się ewentualny atak odwetowy Stanów Zjednoczonych?

Mógłby się wydarzyć w Iraku, mógłby się wydarzyć również tam, gdzie są ugrupowania, które są proirańskie, czyli mamy tutaj do czynienia z jeszcze trzema krajami: Libanem, Syrią i Jemenem, ale Irak z wielu względów, o których tutaj pewnie nie ma czasu opowiadać, jest najbardziej prawdopodobnym miejscem, oczywiście poza samym Iranem, który chyba w najbliższym czasie jednak nie będzie miejscem takiego ataku.

Co nam mówi to, w jaki sposób reagują Stany Zjednoczone na sytuację w Arabii Saudyjskiej, ataki jak twierdzi Arabia Saudyjska ze strony Iranu, o tym jak Amerykanie traktują swoich sojuszników? Również w naszym kontekście, my również jesteśmy sojusznikami Stanów Zjednoczonych.

Tak czy inaczej, mamy do czynienia z atakiem, w tej chwili na Arabię Saudyjską. Arabia Saudyjska od 1945 roku jest związana sojuszem, również obronnym sojuszem bezpieczeństwa ze Stanami Zjednoczonymi. Zawsze była stabilnym miejscem, które gwarantowało stabilność globalnego rynku energii, przede wszystkim ropy naftowej. W tej chwili to co się stało, podważa taką rolę Arabii Saudyjskiej i również w jakimś stopniu podważa odpowiedzialność Stanów Zjednoczonych za porządek na światowym rynku energii i w odniesieniu do swojego saudyjskiego sojusznika. To również dla nas ma znaczenie po prostu polityczne, ponieważ zmusza do obserwowania, jak, po pierwsze, w tym układzie sojuszniczym wyglądają uzgodnienia. Co oba kraje powinny robić i jak funkcjonować. A po drugie - zobowiązanie Stanów Zjednoczonych do zareagowania w obronie sojusznika.

A mówił pan o tym, jakby ograniczonym ataku odwetowym czy o ograniczonej akcji. A czy możliwy jest taki scenariusz wojny na pełną skalę na Bliskim Wschodzie? Kolejnego dużego konfliktu?

To nie jest najbliższa perspektywa w moim przekonaniu.

Nie jest to możliwe? Dlaczego?

Jeśli Iran zastosowałby posiadane przez siebie środki na własnym terytorium i uruchomił sojuszników w krajach, o których wspominaliśmy, ale również nie tylko w tych krajach, to po prostu, Bliski Wschód przekształci się w piekło, a pierwszą ofiarą będzie rzeczywiście ropa naftowa i gaz.


I wtedy możemy się, jeżeli by do tego nieprawdopodobnego scenariusza doszło, spodziewać naprawdę kryzysu w globalnej gospodarce.

Możemy spodziewać się kryzysu w globalnej gospodarce. Myślę, że jednym z wniosków z obecnej sytuacji jest również pomyślenie, jak Bliski Wschód i te źródła energii powinny być zarządzane w przyszłym okresie, żeby uniknąć podobnych sytuacji. Bo jeżeli można 17 czy 18 dronów, czy rakiet wysłać w jednym miejscu, to można również wysłać kilkaset. I wtedy żaden system obrony, czy to będą Patrioty czy proponowane przez prezydenta Putina S-400, nie ochroni tego rodzaju instalacji. A jedno precyzyjne uderzenie może spowodować rzeczywiście katastrofę o konsekwencjach znacznie większych niż sobotnie uderzenie.