"Myślę, że zapowiedziana przez premier Beatę Szydło rekonstrukcja rządu to odpowiedź na kryzys, w który Prawo i Sprawiedliwość wpadło - powszechnie nazywany problemem Misiewiczów” – mówił w "Daniu do myślenia" dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista od marketingu politycznego tłumaczył w rozmowie z Tomaszem Skorym, że „planowana rekonstrukcja z punktu widzenia notowań rządu wniesie niewiele, jeśli nie będzie dotyczyła tych ministrów, którzy są najbardziej krytykowani przez opinie publiczną".

Tomasz Skory: Parę dni temu pani premier zapowiedziała zmiany w rządzie - personalne i strukturalne. Od tego czasu trwa - w języku dziennikarskim tzw. "grillowanie" ministrów - uważne przyglądanie się im i dywagacje: kto odejdzie, kto go zastąpi, kto zostanie. Dlaczego pani premier zdecydowała się tak to załatwić? Dać nam tę możliwość - zamiast po prostu przeprowadzić zmiany?

Olgierd Annusewicz: Rekonstrukcja to narzędzie, które w marketingu politycznym jest wykorzystywane jako próba odciągnięcia uwagi od bieżących problemów. Możemy to nazwać "ucieczką do przodu". Moim zdaniem to odpowiedź na kryzys, w który PiS wpadło przy okazji historii, którą ostatnio modnie hasztaguje się "Misiewiczami". Historia #Misiewicze to przypadek pokazujący, że część PiS oderwała się od rzeczywistości - wszystkie obietnice mówiące o kompetencjach, o tym, że będziemy wnosić nowy standard. W porównaniu do PO okazuje się, że to nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Jak popatrzymy na to, jak pojęcie "Misiewicze" rozlewa się po mediach elektronicznych - jak wchodzi powoli do języka mediów publicznych, jak ludzie zaczynają używać pojęcia - to jest sygnał, że PiS ma poważny problem. To nie jest wypadek jednego pana Bartłomieja Misiewicza, ale zjawisko charakterystyczne dla ugrupowania. Pomyślałbym nad innymi sposobami wyjścia z kryzysu, natomiast prawdopodobnie stratedzy PiS uznali, że wybiorą wariant - rekonstrukcję. Od tego piątku, kiedy pani premier ogłosiła, że będzie rekonstruować - część mediów przestała mówić o Misiewiczach, a zaczęła o rekonstrukcji.

Z problemem "zjawiska Misiewiczów" rząd zaczął walczyć zupełnie innymi metodami - przez CBA. Zarządzono gigantyczną kontrolę w spółkach Skarbu Państwa - to nie wystarczyło. Rekonstrukcja rządu zwykle do czegoś prowadzi. Jeśli jest to ucieczka do przodu, to chcielibyśmy wiedzieć, co jest z przodu - o co chodzi, dlaczego ministrów trzeba zmienić - nie mówiąc o tym, że nie wiemy których.

Działania CBA czy inne działania służb są działaniami wolniejszymi, niż tego oczekuje opinia publiczna i media - które działają tu, teraz i błyskawicznie. 

A rekonstrukcję wystarczy ogłosić w piątek.

Można ją zrobić raz, dwa - jej ogłoszenie wymaga wywiadu telewizyjnego lub radiowego. W momencie, w którym pani premier Beata Szydło będzie ogłaszała nazwiska ministrów, którzy przestaną być ministrami i ogłosi nazwiska nowych - powinna powiedzieć, dlaczego ci nowi ministrowie będą lepsi. Nie mówię tego z żadną złośliwością - nie oczekuję, że pani premier powie, którzy ministrowie jej zdaniem byli źli. Donald Tusk - jak wymieniał ministrów - mówił o tym, że "wymienia dobrych na jeszcze lepszych". 

Tak będzie.

Nie oszukujmy się, że pani premier będzie mówiła, że podjęła złą decyzję personalną. Stawiam tezę, że rekonstrukcja z punktu widzenia notowań rządu czy notowań PiS nie wniesie wiele - o ile nie będzie rekonstrukcją, która będzie dotyczyła ministrów, którzy są najbardziej krytykowani przez opinię publiczną i wprowadzają największy zamęt do rzeczywistości.

Pan stawia tezę, że jeśli rekonstrukcja miałaby zmienić coś w wizerunku rządu, to powinna dotknąć osób najbardziej kontrowersyjnych.

Wyrazistych. 

To jest chyba największy problem. Obaj dobrze wiemy, że ze względu na realia polityczne, o których możemy porozmawiać, ale chyba wszyscy wiedzą, o czym mowa - te osoby są pod swoistą ochroną.

To nic nowego - ta zasada nie dotyczy tej konkretnej rekonstrukcji, tylko w ogóle rekonstruowania. Jakby Ewa Kopacz wymieniła ministra środowiska - niewiele osób zwróciłoby na to uwagę, bo niewiele osób wiedziało, kim on jest. Dzisiaj byłoby trochę inaczej, bo minister środowiska jest bardziej rozpoznawalną i kontrowersyjną postacią. Zasada jest taka - jeżeli rekonstruujemy to takie nazwiska, które dla opinii publicznej będą miały znaczenie. To jest uniwersalna zasada - nie dotyczy tylko tego rządu. Prawdą jest to, co pan mówi, ale ja odpowiem w inny sposób - w rekonstrukcji jeszcze ważniejszą rolę odgrywa to, kto obejmie stanowisko po tym zrekonstruowanym ministrze.

Jeśli ucieczka do przodu - to jest ten przód.

Który minister na pewno nie powinien czuć się zagrożony? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl