„Przez lata żyliśmy w otoczce mitu, w dużym stopniu prawdziwego, że cokolwiek prezes Kaczyński sobie wymyśli - to się wydarza i tym samym, że cokolwiek się wydarzyło - to dlatego, że prezes wymyślił to wcześniej. A od paru miesięcy widzimy złe kalkulacje pana prezesa” – mówił o Jarosławie Kaczyńskim Prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Gość Tomasza Skorego nawiązał też do „czarnego protestu” w sprawie zaostrzenia ustawy aborcyjnej. „To protest przeciwko kontrrewolucji kulturowej, którą w pewnym sensie zadeklarował sam prezes Kaczyński” – mówił w porannej rozmowie w RMF Classic prof. Rychard.

Tomasz Skory: Wczoraj posłowie PiS, którzy 23 września poparli projekt ustawy antyaborcyjnej, zagłosowali - jak jeden mąż - za jej odrzuceniem. To pewnie znajdzie finał dzisiaj na sali sejmowej. Myśli pan, że posłowie PiS - jak twierdzą niektórzy - przestraszyli się protestu społecznego? 

Prof. Andrzej Rychard: Myślę, że nie tyle posłowie PiS - co zadecydował sam Jarosław Kaczyński. Jestem bardzo ciekaw, jaką figurę on dzisiaj znajdzie - ma wystąpić na zebraniu klubu, żeby wszystko wytłumaczyć. Od pewnego czasu widzimy świadectwa tego, że PiS - a szczególnie prezes - to nie ten rodzaj skuteczności, nie obraz skutecznego polityka budowany przez lata.

Rozpad autorytetu prezesa?

Przez wiele lat żyliśmy w otoczce mitu, który w dużym stopniu był mitem prawdziwym. Cokolwiek prezes sobie wymyśli - to się wydarza, cokolwiek się wydarzyło - to dlatego, że prezes to wcześniej wymyślił. W tej chwili widzimy już od paru miesięcy złe kalkulacje.

Rzeczy wydarzają się mimo prezesa?

Nie skalkulował wystarczająco dobrze sił protestu wobec Trybunału Konstytucyjnego. Nie wchodziłby w to, gdyby przewidział, że taka będzie siła konfliktu. Nie skalkulował sił protestu wobec kwestii aborcyjnych, który zresztą dalece wyrasta poza kwestie antyaborcyjne - jest protestem przeciwko kontrrewolucji kulturowej, którą prezes zadeklarował. Mylnie skalkulował także to, że jeżeli powie, że nie będzie popierał Tuska, że rząd polski nie będzie go popierał - to Tuskowi pogarsza to szanse. Być może to nie pogarsza szans, a brak poparcia prezesa może być kontrproduktywny. To są przykłady z ważnych wydarzeń politycznych, które pokazują, że obraz omnipotentnego, wszystkowiedzącego i przewidującego PiS i jego lidera ulega zakwestionowaniu.

Autorytet lidera już był zakwestionowany. To było w 2007 roku w bardzo podobnej sprawie. Marek Jurek zrezygnował z funkcji marszałka Sejmu, członkostwa w klubie PiS - łącznie z kilkoma posłami - po tym, jak PiS nie spełnił jego oczekiwań przy obronie poczętego życia, przy wniosku do Konstytucji. Myśli pan, że klub PiS ostanie się po tym głosowaniu, które nas czeka? Czy się wyłamie i w związku z tym prezes będzie musiał podjąć działanie?

Nie wykluczam, że będą osoby, które będą próbowały się wyłamać. Czy się do końca wyłamią? Tego nie wiemy. Widzimy, jak bardzo aktywnie, źle dla PiS, inicjatorzy obywatelskiego projektu zaostrzenia prawa aborcyjnego odbierają tę decyzje. Mówiąc, że: "PiS zdradził, oszukał, że oni się czują oszukani". Mają prawo tak się czuć - zostały zawiedzione ich oczekiwania. Myślę, że dla Jarosława Kaczyńskiego ta sprawa była niewygodna od samego początku. Cokolwiek byśmy o nim nie mówili - to ani on, ani jego brat nie byli osobami, które próbowały nadmiernie budować silne wpływy ideowości kościelnej w życiu publicznym. On gra z kościołem - tam, gdzie kościół wymaga on ustąpi, bo wie, że to są ważne środowiska - kościół, ojciec Rydzyk. Jeśli chodzi o jego profil ideologiczny - jest osobą, która myśli bardziej o republice niż o państwie, które byłoby państwem teokratycznym. To nie jest to myślenie Kaczyńskiego - dla niego to wszystko było bardzo niewygodne. Gdyby miał lepszą zdolność rozpoznawania sytuacji i byłby Kaczyńskim sprzed jakiegoś czasu - nie wszedłby w to w taki sposób.

Po lekkim rozprężeniu, jakie dotknęło Komitet Obrony Demokracji, społeczny protest kobiet z ostatnich dni stworzył nową jakość w działaniach opozycji. Pan myśli, że to przykre doświadczenie dla rządzących? Trochę ich powściągnie, powstrzyma, zaczną miarkować to, co robią?

Na krótką metę zdecydowanie ich powściągnęło. Teraz okaże się, że trzeba usiąść i dokonać kalkulacji - myślę o PiS i jego przewodniczącym. Na ile to powściągnięcie oznacza także koszty dla PiS... Nie wiemy, jak się zachowa ojciec z Torunia, jak odbierze tę decyzję - ja nie jestem pewien, czy rzeczywiście to od razu będzie wkroczenie na ścieżkę poszukiwania konsensusu ze sporą częścią społeczeństwa, ale daje to sporo do myślenia PiS. To, co założono - że PiS doszedł do władzy, bo postawy społeczeństwa się bardzo mocno przesunęły w stronę konserwatywną - jest diagnozą nie do końca opartą na faktach. W części się przesunęły w stronę konserwatywną, ale jednak Polska przez 27 lat przesuwała się na Zachód. Czy wszyscy politycy PiS chcieli, czy też by tego nie chcieli - będąc coraz bardziej częścią Zachodu, stawała się częścią nowoczesności, której elementem jest sekularyzacja, a nie prokościelność czy obecność religii w życiu publicznym. Ci ludzie są coraz bardziej widoczni. Dla nich Europa i modernizacja, sekularyzacja - to jest coś normalnego. PiS wygrało wybory - jak to wielokrotnie powtarzam na podstawie badań Jarosława Flisa - nie tylko dzięki swojemu tradycyjnemu elektoratowi, ale także, że zdobyło naddatek ludzi lepiej wykształconych, niekoniecznie z małych miast, tych dla których kwestie aborcyjne, Trybunał zaczynają być ważne. To może miarkować PiS. To może się nie opłacać - stracić poparcie nowo pozyskanych grup. 

Czy reprymenda, której pani premier udzieliła ministrowi Waszczykowskiemu, to element utrzymywania elektoratu? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl