"Hejt nie jest zjawiskiem, które pojawiło się wraz z powstaniem internetu. Tego typu zachowania istniały od zawsze. Internet jest natomiast narzędziem, o którym ci zapiekli hejterzy nigdy nawet nie śnili" - mówił w porannej rozmowie w RMF Classic Jakub Kuś, psycholog nowych technologii z SWPS. Gość "Dania do Myślenia" mówił też o tym, jaki obraz hejtera wyłania się z badań psychologicznych. To osoba mająca predyspozycję do agresji, ale także zazwyczaj nieśmiała. Często niemająca inteligencji społecznej i emocjonalnej, a internet daje jej poczucie bezpieczeństwa i anonimowości.

Tomasz Skory: W swojej pracy bada pan jak nowe technologie - zwłaszcza internet - wpływają na psychikę, emocje człowieka. Rzucający się w oczy efekt tego działania - to powszechny, popularny, odprężający i nieskrępowany hejt. Zgadza się?

Jakub Kuś: Niestety tak jest. Hejt - jak my go nazywamy eufemistycznie - to jest mowa nienawiści. Agresja - nazywana dla zmylenia przeciwnika hejtem.

Hejt po angielsku oznacza nienawiść - ale kiedy używamy tego terminu, niezupełnie mamy na myśli nienawiść. To inny rodzaj nienawiści?

Niektórzy internauci twierdzą, że hejt jest pewną konwencją komunikacji internetowej. To groźne zjawisko. Jeżeli przyjmiemy, że można kogoś obrazić, wyzywać w przestrzeni internetu - tylko dlatego, że to pewna konwencja, cyfrowa tradycja komunikacji - to za kilka lat będziemy mieli bardzo duży kłopot jako społeczeństwo. Hejt nie jest zjawiskiem powstałym wraz z internetem. Tego typu zachowanie istniało od zawsze, od wieków, od tysiącleci. Internet dał nam narzędzie, które wcześniej nawet nie śniło się hejterom - że będą mieli okazje go używać.

Kiedyś jak zwymyślaliśmy komuś twarzą w twarz - była to oczywista nienawiść i mieliśmy tego świadomość. Dzisiaj jeśli to samo - literalnie nawet, ale co do słowa - napiszemy w sieci, to tylko go zhejtujemy i będzie to uznawane za niemal dopuszczalne. Bo wolno, bo nie widzimy się, bo nie mówimy tego komuś w twarz. Dlaczego tak jest?

Mamy poczucie bardzo głębokiej - często nieuzasadnionej - anonimowości. Możemy skryć się za monitorem - cyfrowym lustrem - przed osobą zaatakowaną.

Nie zawsze tak jest. Dość często hejtują osoby znane z imienia i nazwiska - najzupełniej świadomie. Robią to osoby publiczne - dziennikarze, politycy, artyści. Potrafią puścić taką wiązankę, że gimnazjalistom spadają buty.

Od mniej więcej 5-6 lat mamy w naszych kieszeniach smartfony, które są nieprzerwanie podłączone do internetu. Impulsywne zhejtowanie kogoś poprzez wyciągnięcie smartfonu, wpisanie kilku słów, wysłanie - bez większego namysłu - to jest novum naszych czasów. Nie musimy wrócić do domu, żeby usiąść przed klawiaturą i wpisać obelżywy wpis. Wtedy może zastanowilibyśmy się nad tym. Siłą rzeczy wyciągamy telefon i hejtujemy - wpisujemy naszą myśl. Jakbyśmy musieli się nad nią dłużej  zastanowić - być może nie trafiłaby do internetu. Rewolucja smartfonów, tabletów, urządzeń przenośnych odgrywa olbrzymią rolę. O tym często się zapomina - łatwość hejtu łączona z nagłym impulsem, emocją - jest bardzo silna.

To konwencja, umowa społeczna - tu wolno więcej, bo sieć to wielki "hejtpark", gdzie każdy w każdej chwili może cokolwiek wrzucić. Dlaczego w sieci gubimy zasady, których w realu przestrzegamy? Bo co? Bo się nie zasypia nigdy, więc nie musimy się witać i żegnać? Nic w nim nie ginie, więc nie mamy jak wycofać się z jakiejś głupoty, którą palnęliśmy - więc w nią brniemy?

Jest jeszcze jeden bardzo ważny element - wchodząc w interakcje w internecie, kontaktując się z drugim człowiekiem, często może się przydarzyć, że staniemy się ofiarą tzw. dehumanizacji. Będziemy dehumanizowali drugiego człowieka...

Odmówimy mu cech ludzkich?

Odmówimy mu jego emocji, przeżyć, doświadczeń. Najczęściej widzimy jego tekst, cyfrowe awatary, migawki na ekranie - nie widzimy za tym człowieka. Jeżeli nie zgadzamy się z czymś - a mamy pewne cechy psychologiczne, które ułatwiałyby zachowania, które można nazwać hejtem - to uderzamy na oślep. Nie ma żadnych ograniczeń. Często nawet nie myślimy o tym, że atakujemy drugiego człowieka. Atakujemy to, co widzimy. To bardzo niebezpieczne zjawisko.

Niepokojące, że ludzie - bez większego skrępowania - przyznają się do tego, że coś hejtują. Według badań i prób przyznaje się od 11 do 68 proc. Co wiemy o tych ludziach? Kim oni są? Dlaczego to robią? To są kompleksy, porywczość, rzeczywista niezgoda, zabawa?

Jaki jest portret psychologiczny hejtera? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl