Nie mogę oczywiście pamiętać "Zielonego Balonika", nawet moi dziadkowie z Galicji nie żyli w czasach działalności tego pierwszego kabaretu na ziemiach polskich, w Krakowie pod austriackim zaborem; rodzice mojej mamy mogliby bywać w warszawskim kabarecie "Qui pro quo" z racji wieku i miejsca zamieszkania, ale nie bywali, bo jako młodzi ludzie nie należeli do stołecznej elity dwudziestolecia międzywojennego; za to moi rodzice już byli regularnymi widzami wysublimowanego kabaretu literackiego, bo w latach 60. mieli czarno-biały telewizor Tosca i oglądali we własnym nowohuckim mieszkaniu ulubionych "Starszych Panów".


A ja się na kabaretach wychowałem, i potem w różnych okresach mojego życia odgrywały dla mnie bardzo ważną rolę: "Kabaret Starszych Panów" zapamiętałem z dzieciństwa głównie z występów pań: Ireny KwiatkowskiejBarbary Krafftówny i Kaliny Jędrusik; uczniem podstawówki będąc w latach 70., słuchałem radia,  by żyć w rytmie "60 minut na godzinę", ale największe triumfy święcili dla mnie polscy kabareciarze w okresie "karnawału Solidarności", kiedy jako licealista pękałem ze śmiechu na przykład podczas programu "Z tyłu sklepu" poznańskiego Kabaretu Tey prezentowanego w telewizji, po chwilowym, jak się okazało, poluzowaniu komunistycznej cenzury, a potem w najgorszym okresie mojej biografii w PRL-u - w stanie wojennym i po nim, gdy od połowy lat 80. po domach i salkach w kościołach krążyły kasety VHS z nielegalnymi zapisami występów kabaretów "Pod Egidą""Dudek" czy słynnych "Dzienników Telewizyjnych" Jacka Fedorowicza.

Sentymentalnie podchodzę do tamtych mrocznych, ale i kolorowych czasów, dlatego z ogromną przyjemnością sięgnąłem po nową książkę pt. "Mistrzowie polskiego kabaretu", która ukazała się nakładem wydawnictwa "Fronda".    

Zaprosiłem do rozmowy autora, i tak Sławomir Koper pojawił się na antenie naszego internetowego radia RMF24, aby snuć opowieść od samego początku, snuć nitkę, do której przyczepiono "Zielony Balonik" w słynnym krakowskim lokalu ... 

... tu historia została zapisana na ścianach .... 

... więc można sprawdzić, co się maluje na obliczu legendarnego właściciela - Jana Apolinarego Michalika ... 

... i jaki malarz umościł się w gablocie, gdy przed wieloma dekadami przestał już grać w szopce.  

Kontynuowałem potem w taki sposób krakowskie wątki mojego wywiadu, udając się do miejsc, które pamiętam jeszcze z czasów studenckich, ale dawno ich już nie odwiedzałem.   

A zacząłem od hołdu dla legendarnego Ducha kabaretu "Piwnica pod Baranami", ś.p. Piotra Skrzyneckiego nieustannie witającego mieszkańców Krakowa oraz turystów na płycie Rynku Głównego, przy stoliku przed ulubionym lokalem.    

Bardzo ciepło o twórcy i kierowniku artystycznym słynnej grupy "Piwnicznych" artystów wypowiadał się w rozmowie ze mną Sławomir Koper, a ja zapamiętałem z biografii Pana Piotra epizod lokalny, ale centralny dla mnie - nowohucianina, bo spiritus movens krakowskiej trupy wcześniej w latach 50. XX w. organizował i prowadził robotnicze teatrzyki amatorskie i zespoły właśnie w Nowej Hucie (jeszcze osobnym mieście).  

Amatorów żywej historii, poznawanej nie tylko z tak frapujących książek jak "Mistrzowie polskiego kabaretu", zachęcam do wizyty w słynnym miejscu w grodzie Kraka, bo jak mówi Sławomir Koper: "są miejsca, którym się nie odmawia".  

 

Rozglądamy się wokół i już wszystko do nas woła głosem Piotra Skrzyneckiego: "Piwnica pod Baranami"!  

Emblemata milczenia, metonimia miny, uśmiechnięta poezja ... można mnożyć, zapraszam.           

Tu nogi same prowadzą nas do stolika.

Olbratowski, Tomasz Olbratowski przyszedł do nas, do studia w radiu RMF24. Miał o kabarecie wiele poważnych rzeczy do powiedzenia, ale śmiesznych tez też.    

Nieskończony jest maraton polskich kabaretów, dystans jest niewskazany.