To Jakob Ingebrigtsen, a nie Marcin Lewandowski, został złotym medalistą halowych mistrzostw Europy w biegu na 1500 m. W ocenie Polaka Norweg przekroczył jednak przepisy i powinien być zdyskwalifikowany. "Zasady powinny dotyczyć wszystkich, a nie tylko niektórych. Tym jestem wkurzony" - powiedział Lewandowski, który ostatecznie zajął drugie miejsce.

Marcin Lewandowski jednak nie został złotym medalistą halowych mistrzostw Europy w biegu na 1500 m. Sędziowie zmienili kolejność z mety piątkowego finału w Toruniu: złoto wróciło do Jakoba Ingebrigtsena. Lewemu przypadło drugie miejsce. 

Lewandowski dobiegł do mety jako drugi, ale przez ponad dwie godziny znowu był.... halowym mistrzem Europy w biegu na 1500 m. Pierwszy Norweg Jakob Ingebrigtsen został bowiem chwilę po finale zdyskwalifikowany, ponieważ na pierwszym łuku stracił równowagę i postawił stopę poza tor. Ostatecznie sędziowie uwzględnili jednak odwołanie Norwegów i przywrócili kolejność z mety.

"Po proteście Norwegów ostatecznie Jakob Ingebrigtsen halowym mistrzem Europy w biegu na 1500 m" - przekazał Polski Związek Lekkiej Atletyki po północy na Twitterze. Po godzinie 3:30 Polacy postanowili jednak złożyć protest i dochodzić swoich praw.

Złożyliśmy protest nie w sprawie przekroczenia toru przez Norwega, ale ws. łapania przez niego za rękę i koszulkę Michała Rozmysa. Niestety został on przez sędziów odrzucony - powiedział wiceprezes PZLA Tomasz Majewski.

Dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki podkreślił, że sędziowie ze zrozumieniem odnosili się do argumentów Polaków, przeanalizowali wskazane przez polską ekipę dowody i nagrania wideo.

Niestety nie zmienili decyzji, chociaż mieli wszystkie powody do tego - stwierdził Kęcki.

"Norweg był lepszy, ale złamał przepisy"

Lewandowski po odebraniu srebrnego medalu odniósł się do sprawy.

Zasadniczo jestem i tak bardzo szczęśliwy z tego sukcesu. Jestem zadowolony z rozegrania biegu. Drugie miejsce smakowało jednak lepiej po przekroczeniu mety niż później, gdy zobaczyłem na powtórkach relację w telewizji. Norweg był lepszy, ale złamał przepisy. Zasady powinny dotyczyć wszystkich, a nie tylko niektórych. Tym jestem wkurzony - wskazał popularny Lewy.

Dodał, że słyszał o szantażu ze strony Norwegów. Gdyby nie przywrócono złota ich reprezentantowi, groził on wyjechaniem z mistrzostw i rezygnacją ze startu na 3000 m.

Jak widać, szantaż się chyba udał. Wiadomo, że to duże nazwisko i gwiazda lekkiej atletyki. Nie tak to chyba jednak powinno wyglądać. Przez cały stres związany z tą sytuacją naciągnąłem coś w okolicach pleców i szyi. To spowodowało, że nie byłem dziś rano w stanie stanąć do walki w eliminacjach biegu na 3000 m - powiedział Lewandowski.

W wywiadzie dla TVP sportowiec stwierdził, że po takim potraktowaniu przez działaczy zrezygnuje z zasiadania w Komisji Zawodniczej European Athletics.

Później rozmawiałem jednak o tym z Sebastianem Chmarą. On poprosił mnie, abym tego nie robił. Może rzeczywiście lepiej zostać i walczyć o zmiany w przepisach, a przede wszystkim równe traktowanie wszystkich zawodników. Powiedziałem to dzisiaj w oczy młodemu Norwegowi. Przyznałem mu, że na bieżni był lepszy, ale są zasady, które muszą dotyczyć wszystkich. On je wczoraj naruszył i to nie jest moja opinia, tylko wszystkich sędziów. Działacze z komisji odwoławczej wiedzieli jednak swoje. To nawet nie była kontrowersyjna sytuacja, tylko absolutnie prosta do oceny. Powinna być dyskwalifikacja i tyle. Wybrano inne - złe rozwiązanie - dodał w rozmowie z PAP.

Polak uzyskał czas 3.38,06 i przegrał z Ingebrigtsenem o pół sekundy. Brąz zdobył Hiszpan Jesus Gomez - 3.38,47. Michał Rozmys zajął ostatecznie szóste miejsce.

Halowe mistrzostwa Europy w Toruniu potrwają do niedzieli. Polacy wywalczyli dotychczas dwa srebrne medale - w biegu na 1500 m Marcin Lewandowski oraz w pchnięciu kulą Michał Haratyk. Obaj bronili tytułów wywalczonych w 2019 roku w Glasgow.