Po piątkowej wygranej 1:0 z Hoffenheim w 14. kolejce Bundesligi piłkarze Borussii Dortmund wzbraniają się przed mówieniem o przełomie. "To nic nie znaczy, potrzebujemy więcej zwycięstw" - podkreślił Mats Hummels. Na razie dzięki trzem punktom podopieczni Juergena Kloppa awansowali z ostatniego na 14. miejsce w tabeli.

W 13 poprzednich spotkaniach wicemistrzowie Niemiec uzbierali jedynie 11 punktów i byli "czerwoną latarnią" w tabeli ekstraklasy. Zespół z dwoma Polakami w kadrze - Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem - kompletnie nie mógł się odnaleźć w nowym sezonie. Powodów było kilka: kontuzje, odejście Roberta Lewandowskiego, przemęczenie zawodników wcześniejszymi mistrzostwami świata.

Nic nas nie tłumaczy, choć oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że w drużynie wielu piłkarzy odniosło kontuzje. To nie były też urazy, które leczy się tydzień, dwa, a znacznie dłużej. Sam doskonale wiem, jak trudno jest wrócić, więc to musiało się odbić na wynikach - ocenił w rozmowie z Polską Agencją Prasową Błaszczykowski, który w tym sezonie z powodu kontuzji nie zagrał jeszcze ani minuty.

Mimo zwycięstwa nad Hoffenheim w Dortmundzie do optymizmu wciąż daleko.

Na pewno nie można mówić jeszcze o przełomie. To na razie jeden wygrany mecz. Ważny, ale punktów potrzebujemy znacznie więcej. Czy ten sezon da się uratować? Głęboko wierzę, że tak, ale trzeba cierpliwości i spokoju - zaznaczył Błaszczykowski.

Również inni piłkarze wicemistrza Niemiec wydają się ze spokojem podchodzić do tego, co się dzieje. Podkreślają, że na razie zrobili jeden ważny krok.

Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, walczyliśmy nareszcie o każdą piłkę, tworzyliśmy akcje podbramkowe i dominowaliśmy. To bardzo ważne, ale kolejne zwycięstwa są niezbędne i dopiero one pokażą, czy faktycznie zrobiliśmy ruch do przodu - stwierdził Hummels, kapitan zespołu.

Mimo dramatycznej sytuacji Borussii nie zawodzą kibice. Na meczu z Hoffenheim stadion Signal-Iduna Park był wyprzedany, na trybunach zasiadło 80 tysięcy fanów. Po zdobyciu w 17. minucie przez Ilkaya Guendogana zwycięskiej - jak się okazało - bramki skandowali: "Borussio - w czym jest problem?", ale i dopingowali swój zespół przez całe spotkanie - choć co kilka minut łapali się też za głowę. Wicemistrzowie Niemiec mieli bowiem kilka doskonałych okazji do podwyższenia wyniku. Dwa razy nawet piłka wpadła do siatki, ale po spalonym.

BVB zagrało jak za dawnych czasów. To drużyna, która na pewno nie będzie walczyć o utrzymanie. Stać ich na bardzo wiele i przyjeżdżając do Dortmundu, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. To był trudny mecz, po którym nie mamy się z czego cieszyć - tak potyczkę na Signal-Iduna Park skomentował pomocnik Hoffenheim Eugen Polanski.

Trener Juergen Klopp tłumaczył po meczu, dlaczego postanowił zrezygnować z kilku mistrzów świata. Na ławce posadził bramkarza Romana Weidenfellera, Kevina Grosskreutza, Erika Durma i Matthiasa Gintera. Czemu podjąłem takie decyzje? Nie wiem. Kierowałem się wyczuciem. Przede wszystkim chciałem między słupkami zobaczyć uśmiech Mitchela Langeraka. Ale nie oznacza to, że Roman stracił swoje miejsce. Może w kolejnym meczu postawię znowu na inny skład - zastrzegał.

Zarówno trener, jak i piłkarze znowu schodzili z murawy z uśmiechami na ustach, żartowali. Zanim jednak do tego doszło, bardzo długo dziękowali kibicom. Klopp - który po bramce Guendogana po raz pierwszy od ponad roku pozwolił sobie na wybuch szczęścia przy linii bocznej boiska - stał na środku murawy i wysyłał w kierunku trybun całusy.

Jako klub pokazaliśmy się w piątek z naszej najlepszej strony. Była radość trenera, bardzo dobra gra zespołu i świetna atmosfera na trybunach. Najważniejsze jednak, że dopisaliśmy sobie trzy punkty - podsumował Guendogan, który po raz pierwszy po swojej kontuzji rozegrał znakomite spotkanie. Gdy pod koniec meczu szkoleniowiec postanowił go zmienić, piłkarz schodził z murawy przy owacji na stojąco. Od ponad roku trybuny nie żegnały mnie w ten sposób. Miałem ciarki na plecach i czułem niesamowitą radość - przyznał.

Mimo wszystko Klopp - podobnie jak jego piłkarze - podchodzi do zwycięstwa ze stoickim spokojem. Doskonale wie, że jeszcze trudna i długa droga do tego, by ten sezon nie zakończył się totalną porażką. Między 11 a 14 punktami jest różnica, ale to i tak dramatycznie mało po 14. kolejce. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie wystarczy, dlatego teraz nie możemy na tym poprzestać. Czeka nas jeszcze bardzo dużo meczów, wszystkie o stawkę - podkreślił.

(edbie)