Ponad 41 milionów euro, czyli blisko 200 milionów złotych, wydały w letnim okienku transferowym kluby piłkarskiej Ekstraklasy. Wydatki były wysokie jak nigdy wcześniej.
W RMF FM stworzyliśmy ranking największych transferów przychodzących i wychodzących tego lata do Ekstraklasy. Zastanowiliśmy się także nad tym, czy rekordowe wydatki naszych klubów dowodzą tego, że Ekstraklasa wspięła się na wyższy poziom w skali Europy.
Oczywiście najdroższe transfery nie muszą być automatycznie najlepsze. Równie interesujące jak śledzenie zakończonego o północy we wtorek okienka transferowego będzie obserwowanie, który z letnich zakupów polskich klubów się spłaca, a który nie.
Bezsprzecznie jednak w Ekstraklasie doczekaliśmy się w końcu przełomu pod kątem wydatków. Do tej pory już kwota miliona euro za zakup zawodnika mroziła krew w żyłach, a media rozpalała do czerwoności. W tym okienku transferowym taki milion stał się chlebem powszednim. Transferów tej wielkości było co najmniej kilkanaście.
Były też transfery, których nikt wcześniej by się nie spodziewał, bo wydawało się, że Ekstraklasa to dla niektórych piłkarzy za niskie progi. Na początku okienka emocjonowaliśmy się przejściem reprezentanta Polski Mateusza Skrzypczaka z Jagiellonii do Lecha za 900 tys. euro. Szybko jednak pojawiały się ruchy, które pod względem spektakularności przebijały powrót "Skrzypy" do Poznania.
Pod tym względem brylowała Legia. Rozpędzała się powoli, ale miała mocny finisz, choć i wcześniejszy transfer Milety Rajovicia za 3 mln euro nosił przez chwilę miano rekordu Ekstraklasy. Pod koniec okienka "Wojskowi" dopięli transfery reprezentantów Polski: Kacpra Urbańskiego i Kamila Piątkowskiego. Wcześniej sprowadzili też mających aspiracje do gry w kadrze: Arkadiusza Recę i Damiana Szymańskiego. Tymi ruchami Legia zszokowała kibiców i ekspertów.
Zaszalał także Widzew. Łodzianie z nowym właścicielem Robertem Dobrzyckim chcą szybko wkroczyć na salony. Pod względem wydatków na transfery - można wręcz powiedzieć, że wdarli się na nie przebojem. Wymienili większość kadry, sprowadzając za ponad milion euro m.in. Mateusza Fornalczyka i Staliosa Andreou, a na koniec jeszcze za 2 mln kilkunastokrotnego reprezentanta Szwajcarii - Andiego Zequiriego.
Najdroższy transfer w Ekstraklasie przeprowadziła jednak Pogoń Szczecin, która zapłaciła 4 mln euro za Sama Greenwooda. Anglik, który przyszedł z Leeds United, to wciąż perspektywiczny, 23-letni zawodnik z przeszłością w Premier League. Do tej pory zawodnicy z taką przeszłością pojawiali się w Ekstraklasie niezwykle rzadko.
- Sam Greenwood (4 mln euro) z Leeds do Pogoni Szczecin
- Mileta Rajović (3 mln euro) z Watford do Legii Warszawa
- Kacper Urbański (2,5 mln euro) z Bolonii do Legii Warszawa
- Yannik Agnero (2,3 mln euro) z Halmstads BK do Lecha Poznań
- Andi Zequiri (2 mln euro) z KRC Genk do Widzewa Łódź
- Kamil Piątkowski (2 mln euro) z RB Salzburg do Legii Warszawa
- Jonatan Braut Brunes (2 mln euro - wykupienie po wypożyczeniu) z OH Leuven do Rakowa Częstochowa
- Tomasz Pieńko (1,8 mln euro) z Zagłębia Lubin do Rakowa Częstochowa
- Mateusz Fornalczyk (1,5 mln euro) z Korony Kielce do Widzewa Łódź
- Bogdan Micetić (1,5 mln euro) z Radnicki 1923 do Rakowa Częstochowa
- Rajmund Molnar (1,5 mln euro) z MTK Budapeszt do Pogoni Szczecin
Ekstraklasę opuściło też kilku świetnych zawodników. Zrobił to m.in. król strzelców Efthymios Koulouris, w dodatku w niezbyt miłych okolicznościach - Grek wymuszał na Pogoni swoje odejście. Gry w niektórych meczach Lecha na początku sezonu - także w eliminacjach Ligi Mistrzów - odmawiał Afonso Sousa, który gra już teraz w Turcji.
Tradycyjnie Ekstraklasa okazała się tylko przystankiem dla kilku młodych, utalentowanych Polaków. Z Górnika do FC Kopenhagi odszedł Dominik Sarapata. Legia sprzedała aż trzech swoich piłkarzy: Jana Ziółkowskiego, Maxiego Oyedele i jeszcze jedną z gwiazd ligi - Ryoyu Morishitę.
Pewnie Ekstraklasa zatęskni też za piłkarzami, którzy odchodzili tego lata za mniejsze sumy - Benjaminem Kallmannem, Luquinhasem czy Darko Churlinovem.
- Jan Ziółkowski (6,6 mln euro) z Legii Warszawa do AS Romy
- Maxi Oyedele (6 mln euro) z Legii Warszawa do RC Strasbourg
- Dominik Sarapata (4 mln euro) z Górnika Zabrze do FC Kopenhaga
- Efthymios Koulouris (4 mln euro) z Pogoni Szczecin do Al-Ula
- Afonso Sousa (3 mln euro) z Lecha Poznań do Samsunsporu
Bilans transferowy Ekstraklasy rzadko kiedy był na minusie. Tym razem - mimo kilku odejść znaczących piłkarzy - kluby z naszej najlepszej ligi piłkarskiej więcej wydały niż zarobiły - o 2,05 mln euro.
Wydatki rzędu 41,35 mln euro (według fachowego portalu transfermarkt.de) w skali Europy plasują nas jednak ledwie na 17. miejscu. Pod tym względem w zestawieniu wyprzedzamy ligi austriacką, czeską i norweską, z którymi walczymy bezpośrednio w rankingu krajowym UEFA o jak najwyższą pozycję i jak największą liczbę miejsc w pucharach. Więcej od nas wciąż wydały kluby m.in. z Ukrainy, Grecji, Szkocji i Danii.
Wniosek: mimo że w naszej wewnętrznej skali może i było to rekordowe okienko transferowe, tak naprawdę tylko równamy do europejskich średniaków. 17. miejsce pod względem wydatków na transfery wśród lig europejskich dowodzi tego, jak bardzo w ostatnich latach byliśmy pod tym względem zapóźnieni. Takie wydatki w średnich ligach europejskich od lat są już na porządku dziennym.
Nie jest tajemnicą, że transferową lawinę w Ekstraklasie tego lata uruchomiła regularna gra z sukcesami kilku klubów w ostatnich latach w Lidze Konferencji. Legia, Jagiellonia oraz Lech i Raków (które w komplecie zagrają w LK także w tym sezonie) zarabiały w ostatnich latach duże pieniądze, które teraz po prostu w części wydają. Dzięki temu, że znacząco poprawiły miejsce Polski w rankingu UEFA i od przyszłego sezonu w eliminacjach do europejskich pucharów Ekstraklasa będzie mogła wystawić aż pięć drużyn (w tym 2 w el. Ligi Mistrzów), to i pozostałe kluby "poczuły krew" i zaczęły wydawać miliony - m.in. Widzew, Pogoń i Cracovia. Bo mogą za rok załapać się do pociągu z napisem "Europa - Liga Konferencji".
Prawdziwym potwierdzeniem tego, że Ekstraklasa weszła na wyższy poziom finansowy, będą podobne okienka transferowe w przyszłości. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Źle zainwestowane pieniądze mogą w przyszłości odbić się czkawką naszym klubom, rzadszą grą w europejskich pucharach, spadkiem w rankingu i powrotem do ograniczonych możliwości finansowych.


