To już oficjalne: Lionel Messi pozostaje w Barcelonie. Ostry spór pomiędzy Argentyńczykiem i hiszpańskim klubem rozgorzał końcem sierpnia, gdy piłkarz powiadomił władze Barcelony o zamiarze opuszczenia drużyny. Klub wskazywał jednak na klauzulę w kontrakcie, zgodnie z którą odejście Messiego bez zgody "Dumy Katalonii" możliwe byłoby jedynie pod warunkiem zapłacenia przez przyszłego pracodawcę piłkarza astronomicznej kwoty 700 milionów euro. Teraz Messi poinformował w rozmowie z portalem goal.com, że zdecydował o pozostaniu na Camp Nou na kolejny sezon. Podkreślił jednak, że jedynym powodem jego decyzji jest niemożność wypełnienia klauzuli i niechęć do wkraczania na drogę sądową przeciwko "klubowi swojego życia".

Zgodnie ze sporną klauzulą w czteroletnim kontrakcie Messiego z Barceloną - podpisanym w 2017 roku i wygasającym w roku 2021 - Argentyńczyk mógłby opuścić klub za darmo, gdyby poprosił o to do 10 czerwca 2020.

Takiej prośby piłkarz w tym terminie nie wystosował, ale reprezentujący go prawnicy argumentowali data ta - nominalnie: koniec sezonu - nie jest w obecnej sytuacji wiążąca: pandemia koronawirusa doprowadziła bowiem do tymczasowego zawieszenia rozgrywek, a w efekcie do przedłużenia sezonu aż do połowy sierpnia.

Władze Barcelony stały jednak na stanowisku, że mimo opóźnienia rozgrywek termin 10 czerwca pozostał wiążący, a w takiej sytuacji Messi mógłby odejść bez zgody klubu tylko pod warunkiem zapłacenia przez jego przyszłą drużynę 700 milionów euro: na taką kwotę opiewa bowiem zawarta w kontrakcie klauzula zwolnienia.

Głośny spór, który zelektryzował kibiców i piłkarskie środowisko, trwał ponad tydzień. Ostatecznie 33-letni Argentyńczyk poinformował w rozmowie z portalem goal.com, że zdecydował o pozostaniu w Barcelonie na kolejny sezon, co oznacza wypełnienie czteroletniego kontraktu.

Messi zaznaczył jednak, że jedynym powodem tej decyzji jest jego niechęć do rozpoczynania sądowej batalii z klubem.

"Nie byłem szczęśliwy i chciałem odejść. Nie uzyskałem na to zgody i pozostanę w klubie, by nie wdawać się w spór prawny" - ogłosił Argentyńczyk na łamach portalu, dodając, że "kierownictwo klubu, któremu przewodzi (Josep Maria) Bartomeu to katastrofa".

Messi zaznaczył, że jedyną opcją, jaką posiadał, był proces sądowy, ale równocześnie podkreślił: "Nigdy nie poszedłbym do sądu przeciwko Barcelonie, bo to klub, który kocham, który dał mi wszystko (...). To klub mojego życia, zbudowałem tu moje życie".

"Barca dała mi wszystko i ja dałem jej wszystko. Myślałem i byłem pewien, że mogę swobodnie odejść. Prezydent (Barcelony Josep Maria Bartomeu) na koniec sezonu zawsze powtarzał, że mogę zdecydować, czy zostaję, czy nie. Teraz uczepili się faktu, że nie poinformowałem o swojej decyzji przed 10 czerwca" - relacjonował dalej Argentyńczyk, zwracając również uwagę, że pandemia koronawirusa zmieniła sezon i 10 czerwca wciąż trwały rozgrywki w ramach La Liga.

33-letni gwiazdor, który z Barceloną związany jest od niemal 20 lat, od czasów juniorskich, przyznał, że do decyzji o opuszczeniu Camp Nou skłoniła go chęć "rywalizowania na najwyższym poziomie, zdobywania tytułów, rywalizowania w Lidze Mistrzów".

"Możesz ją wygrać albo w niej przegrać, bo to bardzo trudne rozgrywki - ale musisz walczyć" - stwierdził.

"Teraz pozostanę w klubie, ponieważ prezydent (Josep Maria Bartomeu) powiedział mi, że jedyną drogą do odejścia jest wypełnienie klauzuli opiewającej na 700 milionów euro. A to jest niemożliwe" - podsumował Lionel Messi.