​Dwa ośmiotysięczniki w jednym sezonie chce zdobyć polska ekspedycja, która wyruszy 15 marca. "Pierwszy etap wyprawy to lot do Katmandu, gdzie trzeba będzie załatwić formalności, związane z pozwoleniem wspinaczkowym" - zdradza łódzki himalaista i uczestnik ekspedycji Paweł Michalski.

​Dwa ośmiotysięczniki w jednym sezonie chce zdobyć polska ekspedycja, która wyruszy 15 marca. "Pierwszy etap wyprawy to lot do Katmandu, gdzie trzeba będzie załatwić formalności, związane z pozwoleniem wspinaczkowym" - zdradza łódzki himalaista i uczestnik ekspedycji Paweł Michalski.
Himalaista Paweł Michalski /Agnieszka Wyderka /RMF FM

Po około 2-3 dniach wyruszymy karawaną w stronę Makalu (8 481 m n.p.m.) - mówi Paweł Michalski. Karawana będzie trwała blisko 7 dni - w zależności od tego, ilu będziemy mieć tragarzy i jakie będą warunki na drogach. Ponieważ to będzie bezpośrednio po zimie, trochę jeszcze przed sezonem, więc warunki mogą być trudniejsze niż to jest w sezonie ­- tłumaczy Michalski.

Prawdopodobnie około 25 marca dotrzemy do bazy pod Makalu. Baza, jak na bazę w Himalajach, jest położona dość wysoko, bo to jest pomiędzy wysokością 5600 a 5800 m n.p.m., więc regeneracja jest utrudniona - dodaje.

Kolejnym ważnym etapem będzie aklimatyzacja. Po rozbiciu bazy i spędzeniu tam dwóch-trzech dni (o ile pogoda pozwoli) wyjdziemy w górę, żeby zacząć się aklimatyzować - tłumaczy himalaista. Będzie to polegało na tym, że będziemy wchodzili na pewną wysokość, zakładali tam obozy, schodzili na dół i ponownie wychodzili w górę jeszcze wyżej, a później schodzili do bazy. To po to, żeby przyzwyczaić organizm do rozrzedzonego powietrza, żeby po prostu się zaaklimatyzować. Planujemy - jeżeli pogoda na to pozwoli i siły - w drugiej połowie kwietnia stanąć na szczycie Makalu. Później, po zejściu z Makalu, przemieścimy się w rejon doliny Khumbu, gdzie jest Everest i Lhotse. Tutaj będąc już zaaklimatyzowanymi - mam nadzieję - po szczycie Makalu, będziemy starali się jednym wyjściem wejść na Lhotse (8 516 m n.p.m.) - wyjaśnia uczestnik ekspedycji.

Stopień trudność wyprawy uwidacznia to, że czterej Polacy będą wspinać się bez dodatkowego tlenu. To jest wejście sportowe i stąd takie zasady - podkreśla Michalski.

Nie używamy także Szerpów, czyli tragarzy wysokościowych. Postaramy się to zrobić w sposób jak najbardziej sportowy. Jednak muszę zaznaczyć, że jeżeli chodzi o Lhotse, które jest w bezpośrednim sąsiedztwie Everestu, działają tam wyprawy komercyjne, w związku z tym już są tam założone liny poręczowe (ułatwienia dla tych klientów komercyjnych) i dlatego my nie będziemy zakładać własnych poręczówek; będziemy korzystali z tych istniejących poręczy. Niestety, nie do końca jest to to, co chcielibyśmy robić, ale w tym wypadku nie ma miejsca. Tym bardziej, że sezon już będzie się kończył. Sezon kończy się tam z końcem maja i zwykle w tym miesiącu są dwa okna pogodowe w tym rejonie, żeby spróbować wejść na szczyt - mówi Michalski. 

Integralną częścią wyprawy jest intensywny trening, zanim himalaiści spędzą w górach kilka miesięcy. Tak naprawdę przygotowania do wyprawy trwają okrągły rok - mówi łódzki uczestnik wyprawy.

Wracam z wyprawy, odpoczywam około miesiąca i zaczynam treningi. Oczywiście nie pełną parą, nie zawsze organizm musi być na najwyższych obrotach, ponieważ wtedy za długo już się nie powspinam (w sensie w przyszłości), ale treningi trwają cztery do sześciu razy w tygodniu. Im bliżej jest wyjazdu, tym bardziej są one intensyfikowane. Naturalnie te treningi układa trener kadry narodowej i jest plan. Przede wszystkim jest to trening biegowy, siłownia, również wchodzenie po schodach - opowiada.

(łł)