Paweł Wojciechowski zna już smak złotego medalu mistrzostw świata. W 2011 roku nasz tyczkarz w koreańskim Daegu zdobył tytuł mistrzowski. Teraz chce wrócić na podium i zapewnia, że w Pekinie może poprawić kilkuletni rekord życiowy. „Wiem, że stać mnie na wysokie skakanie” – zapewnia w rozmowie z RMF FM.

Paweł Wojciechowski zna już smak złotego medalu mistrzostw świata. W 2011 roku nasz tyczkarz w koreańskim Daegu zdobył tytuł mistrzowski. Teraz chce wrócić na podium i zapewnia, że w Pekinie może poprawić kilkuletni rekord życiowy. „Wiem, że stać mnie na wysokie skakanie” – zapewnia w rozmowie z RMF FM.
Paweł Wojciechowski w 2011 roku w koreańskim Daegu zdobył tytuł mistrzowski / Tytus Żmijewski /PAP

Patryk Serwański RMF FM: Azja z pewnością dobrze się panu kojarzy. 2011 rok Daegu i tytuł mistrza świata. A z jakie ma pan nadzieje związane z Pekinem? Równie wysokie?

Paweł Wojciechowski: Oczywiście, pamiętam co się wydarzyło w Azji. Mam nadzieję, że podtrzymam tą azjatycką passę. Wierzę, że stać mnie na wysokie skoki i walkę o medale. Możemy mówić, że Renaud Lavillenie jest poza zasięgiem kogokolwiek, ale to jest impreza, która rządzi się swoimi prawami. W Pekinie każdy może zdobyć złoty medal.

Skok o tyczce to taka konkurencja, w której można przegrać po prostu ze sobą. Lavillenie czy Jelena Isimbajewa potrafili nie zaliczyć ani jednej próby na dużej imprezie. Psychika ma ogromne znaczenie.

Tak. Do tego dochodzą jeszcze kwalifikacje. Tam wymagana wysokość niby nie jest wysoka, ale trzeba ją pokonać. Dla Francuza występ w Pekinie będzie obarczony dodatkową presją. Tak wielki zawodnik startuje po raz trzeci na mistrzostwach świata, a jeszcze do tej pory nie zdobył złota. Na pewno ma chrapkę na tytuł, ale spróbujemy mu pokrzyżować szyki.

W trakcie konkursu, kiedy skupiacie się na kolejnych próbach jest czas na jakiś gest, zachowanie, które mogłoby wyprowadzić rywala z równowagi? Uprawiacie takie gierki?

Wydaje mi się, że nie o to chodzi. Chodzi o to, kto wyżej skoczy. A gierki? Zależy kto na co patrzy. Ja interesuje się tylko sobą. Nie patrzę na to co robią inni. A jak reagują przeciwnicy na różne rzeczy? Tego nie wiem.

Liczy pan na to, że uda się zakręcić w okolicach rekordu życiowego, czyli 5,91m?

Mam nadzieję, że mi się to uda. Liczę na to, że szczyt formy będzie w dniu finału i uda mi się skoczyć nawet w granicach 6 metrów. Wiem, że mnie na to stać. Zabrałem ze sobą twarde tyczki także wszystko jest możliwe.

W tym roku w Pekinie mamy sporą grupę zawodników, którzy mogą powalczyć o podium i wysokie miejsca. Pan mówi o tym otwarcie, a są przecież inni wielcy, polscy faworyci.

Na pewno miotacze są mocni - Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek, Piotr Małachowski czy Robert Urbanek. Zawsze trzeba dopingować też Tomka Majewskiego. Jest Kamila Lićwinko, Adam Kszczot. Do tego młodzież - na przykład Patryk Dobek, który w tym roku ma świetne wyniki na 400 metrów przez płotki.

A czy odnoszenie wyników z Pekinu do przyszłorocznych igrzysk w Rio de Janeiro będzie miało sens?

W jakimś sensie to będzie miało sens. Pamiętajmy tylko, że igrzyska zamykają pewien czteroletni cykl. Na pewno niektórzy po Pekinie będą się tłumaczyć tym, że szykują się docelowo do igrzysk. Ja wiem, że jeżeli ta forma będzie wzrastała u poszczególnych zawodników to za rok w Rio będzie tylko lepiej. Także po Pekinie będzie można wysnuć pewne wnioski dotyczące igrzysk.