Ukraiński bokser Władimir Kliczko odniósł 50. zwycięstwo przez nokaut w karierze. W Düsseldorfie, po bardzo krótkiej walce, pokonał wieczorem Francuza Jeana-Marka Mormecka i obronił tytuły mistrza świata: WBA, IBF, WBO i mniej znaczący IBO. Decydujący cios padł w czwartej rundzie.

Mormeck, przyjeżdżając do Niemiec, miał jeden cel: przetrwać jak najdłużej. Takie wnioski można było wysnuć po pierwszej rundzie, w której niemal w ogóle nie widzieliśmy ciosów wyprowadzanych przez Francuza. Mormeck skupiał się na rozpaczliwej obronie, chował za podwójną gardą, wyglądał jak przestraszony uczeń przed profesorem, którego za chwilę czeka egzamin z gatunku niemożliwych do zdania.

Francuz po raz pierwszy znalazł się na deskach już w drugiej rundzie. Szybko wstał, ale do końca była jeszcze minuta, więc Kliczko ponowił atak. Nie udało mu się wtedy zakończyć potyczki, bo musiał uważać na atakującego… głową Mormecka. 40-letni Francuz, niższy od Ukraińca 18 centymetrów, dodatkowo nisko się pochylał i co jakiś czas lądował pod pachą przeciwnika. Wyglądało to komicznie - nic dziwnego, że wielotysięczna publiczność gwizdała i buczała.

Rozpaczliwa obrona Mormecka wystarczyła tylko na cztery rundy. Zabójcza okazała się kombinacja prawy krzyżowy - lewy sierpowy, która dała Kliczce 50. wygraną w profesjonalnej karierze.

Łączny bilans walk 35-letniego Ukraińca to 57 zwycięstw i trzy porażki, rekord Mormecka: 36-5.