Piłkarze Lecha Poznań przegrali na własnym stadionie z KRC Genk 1:5 (1:4) w pierwszym meczu czwartej rundy kwalifikacji Ligi Europy. Rewanż odbędzie się za tydzień w Belgii. "Będziemy potrzebować cudu, żeby awansować" – przyznał trener Lecha Poznań Niels Frederiksen.

Tylko pierwsze fragmenty spotkania mogły dać nadzieje 25 tysiącom zgromadzonych w Poznaniu kibiców, że gospodarze będą w stanie nawiązać równorzędną walkę z rywalami. Dośrodkowanie Luisa Palmy wprawdzie nie trafiło do adresata, ale sprawiło trochę zamieszania na przedpolu bramki przyjezdnych. W kolejnej akcji Mikael Ishak trafił w boczną siatkę.

Potem Belgowie szybko wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli testować defensywę przeciwnika. Obrona Lecha wyglądała w tym meczu wyjątkowo słabo. Lechici byli spóźnieni w swoich reakcjach i popełniali sporo prostych błędów.

Piłkarze Genk wyprowadzili szybką kontrę, wprawdzie Patrik Hrosovsky miał problemy z jej sfinalizowaniem w pierwszym podejściu, ale po chwili otworzył wynik.

Mistrzowie Polski zdołali się otrząsnąć na moment. Zawodnicy KRC Genk stracili piłkę na środku boiska i Ishak wyprowadził kontratak. Dograł do Filipa Jagiełły, który uderzył precyzyjnie i wyrównał stan spotkania. Zapowiadało się ciekawe widowisko, ale szybko stało się ono wyjątkowo jednostronne. Belgowie z łatwością wchodzili w pole karne "Kolejorza" i niemal każda ich akcja pachniała bramką.

Już trzy minuty po trafieniu Jagiełły, Koreańczyk Hyeon-gyu Oh miał dużo swobody w polu karnym i znalazł miejsce, by oddać strzał. Piłka powoli turlała się po murawie, trafiła w słupek i niemal wpadła w ręce Mrozka. Chwilę później urazu doznał Antonio Milic, który musiał opuścić boisko. Lechici krótko grali w osłabieniu, ale rywale to bezwzględnie wykorzystali - na listę strzelców ponownie wpisał się Hrosovsky.

Na 3:1 podwyższył kapitan Genk Bryan Heynen po rzucie rożnym i kolejnym błędzie defensywy Lecha. Pięć minut później arbiter podyktował rzut karny dla Belgów, ale Mrozek odbił strzał Hyeon-gyu Oh i nie dał się także pokonać po dobitce. Koreańczyk szybko się zrehabilitował - lechici po kolejnej stracie piłki na własnej połowie nie zdążyli się poustawiać w obronie i azjatycki napastnik w końcu zanotował trafienie. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później Hyeon-gyu Oh znów miał pecha, bowiem trafił w słupek.

Poznaniacy drugą część pojedynku zaczęli w możliwie najgorszy sposób. W niegroźnej sytuacji wprowadzony w przerwie Michał Gurgul próbował klatką piersiową podać do Mrozka, ale uczynił to zbyt mocno i bramkarz Lecha nie zdołał złapać futbolówki.

Podopieczni Thorstena Finka mocno wyhamowali, oddali piłkę poznaniakom, ale skutecznie likwidowali się akcje. Defensywę Belgów próbował rozmontować Ishak i Bengtsson, ale bez efektu. 
Poznański zespół nie tylko miał dziurawą obronę, ale nie posiadał atutów w ofensywie. W końcówce skompromitował się Bryan Fiabema, który w sytuacji sam na sam nie trafił w piłkę.

Lech Poznań - KRC Genk 1:5 (1:4)

Bramki: 0:1 Patrik Hrosovsky (10), 1:1 Filip Jagiełło (19), 1:2 Patrik Hrosovsky (25), 1:3 Bryan Heynen (34), 1:4 Hyeon-gyu Oh (40), 1:5 Michał Gurgul (48-samobójcza).

Lech Poznań: Bartosz Mrozek - Alex Douglas (46. Michał Gurgul), Mateusz Skrzypczak, Antonio Milic (26. Wojciech Mońka), Joao Moutinho - Leo Bengtsson (61. Bryan Fiabema), Antoni Kozubal, Gisli Thordarson (61. Timothy Ouma), Filip Jagiełło, Luis Palma - Mikael Ishak (79. Kornel Lisman)

KRC Genk: Tobias Lawal - Zakaria El Ouhadi, Mujaid Sadick, Matte Smets, Joris Kayembe - Ibrahima Sory Bangoura (90+1. Nikolas Sattlberger), Bryan Heynen (78. Konstantinos Karetsas), Patrik Hrosovsky - Jarne Steuckers (70. Junya Ito), Hyeon-gyu Oh (78. Toluwalase Arkodare), Yira Sor (70. Noah Adedeji-Sternberg).

Sędzia: Donatas Rumsas (Litwa). 

Widzów: 25 443.