Należał do wielkiego polskiego trio w Borussii Dortmund. Dwukrotny mistrz Niemiec, zdobywca Pucharu Niemiec i trzykrotny zdobywca Superpucharu Niemiec. Czołowa postać reprezentacji Polski, ale także człowiek, który podniósł z kolan Wisłę Kraków. W biało-czerwonej koszulce reprezentacji występował nie tylko na boisku, ale też w reklamie sieci supermarketów. Prywatnie - siostrzeniec byłego selekcjonera. Jakub Błaszczykowski klamrą domknie dziś rozdział swojej reprezentacyjnej kariery.

Mało kto pamięta pierwszy mecz Jakuba Błaszczykowskiego w reprezentacji. To była wczesna wiosna 2006 roku, kiedy to w towarzyskim meczu z Arabią Saudyjską na boisku pojawił się Kuba. Biało-Czerwoni wygrali wtedy 2:1. Dwanaście lat później rozgrywał już setne spotkanie. Niestety, w kiepskich okolicznościach - Polacy przegrali wtedy na mundialu w Rosji z Senegalem 1:2.

Wielka nadzieja reprezentacji

Miał być wielką nadzieją Polaków już podczas Euro 2008. Został wtedy powołany przez ówczesnego selekcjonera Leo Beenhakkera na turniej w Austrii i Szwajcarii, jednak w ostatniej chwili - z powodu kontuzji - został zastąpiony przez Łukasza Piszczka.

Cztery lata później, gdy był już kapitanem kadry, wystąpił w mistrzostwach Europy w Polsce i Ukrainie. Biało-Czerwoni nie wyszli z grupy, ale piękny gol Błaszczykowskiego w meczu z Rosją w Warszawie (1:1) przeszedł do historii polskiego futbolu.

Mistrzostwom Europy, które rozgrywane były wtedy w Polsce i Ukrainie, towarzyszyło niesamowite napięcie. Wszędzie widać było logo turnieju. W sklepach trudno było opędzić się od gadżetów związanych z turniejem - tych oficjalnych, jak i absolutnie nieoficjalnych. Piłkarskie szaleństwo osiągnęło taki poziom, że włodarze niektórych miast decydowali się na utworzenie "stref wolnych od Euro".

W telewizji też dominowała piłka nożna. Kuba Błaszczykowski wziął wtedy udział w serii reklam supermarketu, który również swoją kampanię oparł o Euro.

Ogromne rozczarowanie

Napompowany do granic możliwości piłkarski balonik pękł z hukiem, który niósł się przez całą Polskę i nawet poza jej granice. Polska odpadła z domowego turnieju już w fazie grupowej.

Po Euro w kraju zaczęło się rozliczanie winnych, ale piłkarze nie pozostali dłużni. Po porażce z Czechami 0:1, oznaczającej koniec turnieju dla reprezentacji Polski, Błaszczykowski - jako kapitan - narzekał na niedociągnięcia organizacyjne. Wskazywał między innymi, że przed każdym meczem piłkarze musieli prosić ówczesnego prezesa PZPN Grzegorza Latę o bilety dla rodzin.

Część opinii publicznej negatywnie odebrała słowa Błaszczykowskiego, zwłaszcza wobec braku awansu z teoretycznie najłatwiejszej grupy.

Kilka dni później Lato przyznał, że nie ma pretensji do piłkarza, bo "wypowiadał te słowa w nerwach, stresie, zaraz po przegranym meczu". Każdy z piłkarzy - jak dodał ówczesny szef związku - miał do dyspozycji na kolejne mecze fazy grupowej odpowiednio: 8, 10 i 9 wejściówek.

Sukces na Euro 2016

Pod koniec 2013 roku Kubę dotknęła kontuzja. W kadrze nie grał aż do lata 2015 roku. Stracił wtedy opaskę kapitańską na rzecz Roberta Lewandowskiego.

Błaszczykowski wciąż był jednak ważnym zawodnikiem dla zespołu narodowego. Mimo niezbyt wielu meczów w swoim ówczesnego klubie, Fiorentinie, pojechał z kadrą na Euro 2016 we Francji. A tam z dorobkiem dwóch goli - z Ukrainą w fazie grupowej i Szwajcarią w 1/8 finału - okazał się najskuteczniejszym polskim piłkarzem.

Futbol bywa jednak okrutny - bohater Biało-Czerwonych nie wykorzystał decydującego rzutu karnego w konkursie jedenastek w ćwierćfinale z Portugalią. To oznaczało koniec tego niezwykle udanego turnieju dla Polaków. I choć był to jeden z największych sukcesów biało-czerwonej reprezentacji w ostatnich dekadach, to i tak w sercach kibiców pozostawił smutek, bo przecież do wyeliminowania Portugalii brakowało tak niewiele.

Rosyjskie rozczarowanie

Błaszczykowski wystąpił we wszystkich 10 meczach kwalifikacji do rosyjskiego mundialu. Najszczęśliwsze okazały się dla niego potyczki z Armenią - w Warszawie asystował przy golu Lewandowskiego w ostatniej sekundzie na 2:1, a w rewanżu w Erywaniu strzelił jednego z goli (6:1).

Od listopada 2017 roku znów miał problemy zdrowotne, nie grał pięć miesięcy w VfL Wolfsburg, ale zdążył wyleczyć się na mistrzostwa świata. Na dodatek w ostatnim sprawdzianie - z Litwą w Warszawie (4:0) - zdobył bramkę, jakby na przełamanie - z rzutu karnego.

Mundial 2018 okazał się jednak absolutną porażką reprezentacji, a Błaszczykowski szczególnie to odczuł. Wystąpił tylko we wspomnianym wcześniej meczu z Senegalem. Później Biało-Czerwoni ulegli Kolumbii 0:3, tracąc szansę wyjścia z grupy. W meczu o honor, z Japonią (1:0), Nawałka chciał wpuścić Błaszczykowskiego w wyglądającej kuriozalnie końcówce spotkania.

Japończycy, którym porażka 0:1 dawała awans (przy utrzymującym się korzystnym dla nich wyniku w meczu Senegalu z Kolumbią), nie kwapili się do ataku, a Polacy im nie przeszkadzali. Na boisku nic się nie działo, nikt nawet nie biegał.

W pewnym momencie przy linii bocznej pojawił się gotowy do zmiany Błaszczykowski, ale piłka nie opuszczała murawy i nie było przerw w grze, by mógł zaliczyć 101. występ w narodowych barwach. W końcu Kamil Grosicki - chcąc w tym pomóc - usiadł na murawie, sygnalizując arbitrowi kontuzję. Po chwili Japończycy wybili piłkę na aut, ale sędzia nie pozwolił na roszadę w składzie, a wkrótce potem zakończył mecz. Błaszczykowski nadal czekał przy linii...

Epoka wujka

Po mundialu w Rosji selekcjonerem kadry został wicemistrz olimpijski z Barcelony Jerzy Brzęczek, prywatnie wujek Błaszczykowskiego. Nowy selekcjoner nie dawał mu taryfy ulgowej. Mimo to, część kibiców i ekspertów krytykowała Brzęczka za powoływanie Błaszczykowskiego.

Kuba swoją ostatnią bramkę zdobył w przegranym 2:3 w Chorzowie spotkaniu z Portugalią w Lidze Narodów (11 października 2018 roku), natomiast ostatni dotychczas mecz w kadrze rozegrał 9 września 2019 z Austrią (0:0) w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw Europy. Biało-Czerwoni wywalczyli awans bez kłopotów, lecz w turnieju, który z powodu pandemii odbył się dopiero w 2021 roku, Błaszczykowski już nie wystąpił.

Podniósł Wisłę z kolan

W 2019 roku Jakub Błaszczykowski był bohaterem głośnego transferu. Wrócił do ukochanej Wisły Kraków. Tu został nie tylko piłkarzem, ale również jednym z właścicieli. Na piłkarskie szczyty już jednak nigdy nie wrócił. Po drodze przydarzyła się również ciężka kontuzja, po której Kuba wrócił na boisko dopiero wiosną tego roku. Dzięki temu będzie mógł pożegnać się z kibicami podczas dzisiejszego starcia z reprezentacją Niemiec.

Błaszczykowski na stałe zapisał się w kronikach polskiego futbolu. Rozegrał dotychczas w reprezentacji 108 meczów, co daje mu drugie miejsce na liście wszech czasów - tylko za Robertem Lewandowskim. Zdobył 21 bramek.

Koledzy o Kubie

Kuba był w reprezentacji świetnym kolegą, świetnym piłkarzem i świetnym kapitanem - mówi o Błaszczykowskim tuż przed meczem z Niemcami Arkadiusz Milik. Pamiętam, jak stawiałem swoje pierwsze kroki w reprezentacji; wtedy Kuba grał już z opaską kapitańską, na prawym skrzydle, jeszcze za selekcjonera Fornalika. Kuba robił zawsze dużą przewagę, bo w tamtym momencie był w fantastycznej formie - zauważa napastnik, który dodaje, że szczególnie w jego pamięci zapisało się Euro 2016.

Kiedy Kuba grał w reprezentacji, ja do niej wchodziłem. To była osoba, na którą się patrzyło. Ktoś, kto miał autorytet w szatni i poza nią. Często rozmawiał z młodszymi piłkarzami, wyciągał pomocną dłoń i kierował na odpowiednie tory. Zawsze będę go wspominał właśnie pod tym kątem. A na boisku to również był zawsze wzór do naśladowania. Charakter i wielka ambicja - podkreślił na jednej z konferencji reprezentacji Bartosz Bereszyński.

Jak zapowiedział selekcjoner Fernando Santos, bohater tego wieczoru zagra prawdopodobnie 16 minut, bo taki numer nosił na koszulce w kadrze. Później pożegna go kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadzonych na PGE Narodowym. Zapewne będzie szpaler i łzy wzruszenia - w oczach Kuby i kibiców.