Biało-czerwoni po raz pierwszy w historii wygrali Ligę Światową. W finale Polacy nie dali szans mistrzom olimpijskim - Amerykanom, wygrywając 3:0. Podopieczni Andrei Anastasiego są obecnie jednymi z głównych kandydatów do olimpijskiego medalu.

Początek meczu to bardzo wyrównana walka. Prowadzenie zmieniało się kilkakrotnie, na przerwę techniczną zeszliśmy jednak z wynikiem 8:6. Niestety po chwili na tablicy wyników widniał rezultat 9:9, a boisko musiał opuścić Marcin Możdżonek, który ucierpiał w jednej z akcji. Naszym kapitanem zajęli się lekarze, a na placu gry zameldował się Grzegorz Kosok - między innymi dzięki jego zagrywkom udało się odbudować prowadzenie i na drugiej przerwie technicznej mieliśmy trzy punkty więcej od rywali. Po przerwie Bartek Kurek popisał się asem serwisowym, więc amerykański trener poprosił o czas. Fantastyczną zmianę dał kilka minut później Michał Ruciak. Wszedł na zagrywkę i od razu zdobył serwisem dwa punkty! W kolejnej akcji blokiem popisał się Zbigniew Bartman. Objęliśmy prowadzenie wygrywając seta 25:17.

W drugim secie walka toczyła się punkt za punkt. Amerykanie wyciągnęli wnioski z pierwszej, nieudanej partii i zaczęli grać lepiej. Dobrze w ataku radzili sobie Stanley i Anderson. Siatkarze z USA zdołali nawet wyjść na chwilę na dwupunktowe prowadzenie, jednak później my zdobyliśmy trzy punkty z rzędu. To była prawdziwa wymiana ciosów. Na drugiej przerwie technicznej Amerykanie prowadzili 16:14. W ostatniej części seta nadal oglądaliśmy twardą, męską walkę. Zdarzały się także błędy, ale zespół USA cały czas utrzymywał dwa punkty przewagi nad biało-czerwonymi. Wreszcie, dzięki szczęśliwej zagrywce (piłka przeszła po taśmie) Bartmana doprowadziliśmy do remisu 20:20. Przy stanie po 22 udało nam się zablokować lidera Amerykanów - Stanleya. Czas dla Amerykanów, a po nim... kolejny blok - tym razem po ataku Priddy'ego. To nie był jednak koniec emocji, bo rywale doprowadzili do gry na przewagi. To były jednak ostatnie podrygi Amerykanów. Wygraliśmy 26:24.

Trzecia partia to ponownie trudny bój o każdy punkt. Siatkarze z USA nie mieli zamiaru się zniechęcać i próbowali odwrócić losy spotkania. W naszej zespole dobrze funkcjonował blok, a świetnie rozgrywał Łukasz Żygadło. Mimo to wynik cały czas oscylował w granicach remisu. Do czasu, bo po kilku dobrych akcjach udało nam się wypracować 4 punkty przewagi. Graliśmy bardzo zróżnicowaną siatkówkę - ataki ze skrzydła, środka, do tego świetna zagrywka. W trzecim secie siał nią spustoszenie Bartek Kurek. Amerykanie w pewnej chwili byli wręcz bezradni. Prowadziliśmy 16:10. Amerykanie próbowali zniwelować tą przewagę, ale na poważnie zagrozić Polakom nie byli w stanie.

Zdobywamy zatem historyczne złoto i potwierdzamy, że obecnie zaliczamy się do ścisłej światowej czołówki. Teraz to nas muszą się bać rywale. Trener Andrea Anastasi dysponuje wspaniałą grupą zawodników na każdej pozycji. Może wymienić jednego, dwóch zawodników, a nie cierpi na tym jakość gry zespołu. Na Igrzyskach w Londynie może być naprawdę wspaniale.