Ambulans przekazany Fundacji Moc Przyszłości przez Podhalański Szpital Specjalistyczny w Nowym Targu właśnie dojechał do Charkowa - poinformował wojewoda małopolski Łukasz Kmita.

W ubiegłą sobotę okazało się, że w wyniku podpalenia doszczętnie spłonęła jedna z karetek, które miały dotrzeć z Polski na Ukrainę w konwoju zorganizowanym przez Fundację Moc Przyszłości. Drugi ambulans i dwa inne samochody zostały uszkodzone.

Wojewoda małopolski Łukasz Kmita zwrócił się o pomoc do dyrektora Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu Marka Wierzby. Szpital natychmiast odpowiedział na apel i przekazał w pełni sprawną karetkę transportową, która dodatkowo przeszła przeglądy techniczne. Po dopełnieniu formalności ambulans wyruszył w kolejnym konwoju na Ukrainę. 

Jestem dumny, że udało się sfinalizować tę pomoc i że Małopolska dała dobry przykład. Wiem od prezes Fundacji Moc Przyszłości Diany Dembickiej-Mączki, że konwój przebiegał w szczególnych warunkach, bo rano na Ukrainę wystrzelono 80 rakiet, a dwa z nich spadły kilka kilometrów od konwoju - podkreśla wojewoda Łukasz Kmita.

Zapowiedział, że wystąpi o odznaczenie państwowe dla Diany Dembickiej-Mączki za determinację i odwagę, z jaką organizuje konwoje z pomocą dla walczącej Ukrainy. 

Teraz rannych do Szpitala w Charkowie będzie przewozić karetka oznakowana nazwą Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu. Tak pokazujemy, że "ludzi dobrej woli jest więcej", a służby ratunkowe w trudnych sytuacjach wykazują tak wielką i namacalną solidarność - podkreślił wojewoda. 

Dodał, że w pamięci utkwiły mu relacje z terenów objętych wojną, gdzie ukraińscy strażacy prowadzili działania ratownicze w polskich mundurach. Poinformował, że na Ukrainę -  poza ambulansem - trafiają też wozy strażackie, przekazane przez jednostki OSP z Bukowiny Tatrzańskiej, Ciężkowic i Zakliczyna.

35-latek podejrzany o podpalenie karetek, które miały dotrzeć na Ukrainę, odpowie przed sądem za wywołanie w sumie 4 pożarów. Mężczyzna nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Według śledczych sprawca działał w tzw. czynie ciągłym i w warunkach recydywy. Zastosowano wobec niego policyjny dozór. Grozi mu kara pozbawienia wolności do 7 i pół roku.