Mamy około 6000 metrów przestrzennych drewna, ale musimy sprzedawać je o 200 proc. drożej niż przed rokiem – mówi RMF FM prowadzący skład drewna we Wronkach w Wielkopolsce. Jak tłumaczy wzrost cen?

Prawie 600 złotych za najtańsze i ponad 1000 złotych za najlepszej jakości drewno opałowe muszą zapłacić mieszkańcy Wielkopolski, zakładając, że jest ono dostępne w składach. Przedsiębiorcy prześcigają się w cenach, ale podwyżki i tak są drastyczne.

Prowadzący składy kupują drewno od Lasów Państwowych na specjalnych aukcjach. One nie podnoszą cen, ale to przedsiębiorcy przebijają się na licytacjach. Obecnie prowadzący składy drewna w Wielkopolsce skupują je z całej Polski, a nie jak dotąd, w lokalnych nadleśnictwach.

Musimy jeździć po 200 czy 300 kilometrów, by przywieźć surowiec, bo lokalnie jest za drogo. Kupujemy od osób prywatnych lub firm zajmujących się wycinką drzew - tłumaczy Ariel Remisz, właściciel składu drewna we Wronkach. Za metr najtańszego drewna kominkowego mieszkańcy Wronek muszą zapłacić 590 złotych.

Drewno twarde, takie jak dąb, buk, jesion, to już ceny sięgają 790 złotych za metr - dodaje Remisz.

Ponadto mieszkańcy kupują drewno na zapas, bo boją się kolejnych podwyżek cen gazu i energii elektrycznej.

"Ceny kształtują licytujący, a nie leśnicy"

O ceny drewna zapytaliśmy też Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Poznaniu. Ceny na portalach aukcyjnych dedykowanych przedsiębiorcom kształtują licytujący, a nie leśnicy. Tam trafia drewno najlepszej jakości, które nadaje się do wyrobienia wartościowych wyrobów w tartaku. Natomiast drewno najgorszej jakości, odpady, trafia do sprzedaży detalicznej i takie drewno w niższej cenie możemy zakupić u leśniczego - stwierdził Tomasz Maćkowiak z RDLP w Poznaniu. 

Opracowanie: