Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" skrytykował polski rząd za niewłaściwą - zdaniem redakcji - politykę informacyjną dotyczącą tzw. "złotego pociągu". Gazeta podkreśla m.in., że wiceminister kultury, który potwierdził istnienie rzekomego składu, nie przedstawił jedynego dowodu, jakim jest zdjęcie georadarowe. "Może okazać się, że pociąg pancerny nie istnieje i że generalny konserwator zabytków dał się nabrać na oszustwo, a rząd przyczynił się do jego rozpowszechnienia" - czytamy.

Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" skrytykował polski rząd za niewłaściwą - zdaniem redakcji - politykę informacyjną dotyczącą tzw. "złotego pociągu". Gazeta podkreśla m.in., że wiceminister kultury, który potwierdził istnienie rzekomego składu, nie przedstawił jedynego dowodu, jakim jest zdjęcie georadarowe. "Może okazać się, że pociąg pancerny nie istnieje i że generalny konserwator zabytków dał się nabrać na oszustwo, a rząd przyczynił się do jego rozpowszechnienia" - czytamy.
Okolice torów kolejowych w pobliżu 65. kilometra trasy łączącej Wrocław z Wałbrzychem /Maciej Kulczyński /PAP

Jeżeli w Polsce znaleziono rzeczywiście pociąg pancerny SS, który w dodatku zawiera cenne przedmioty, to historia podziemnych sztolni z czasów II wojny światowej na Śląsku będzie musiała być napisana na nowo - pisze autor komentarza Florian Hassel. Niezręczny sposób informowania przez Warszawę (o tym znalezisku) skłania jednak do przypuszczeń, że w tym przypadku chodzi raczej o kaczkę u schyłku lata - zauważa niemiecki dziennikarz.

Hassel pisze, że wiceminister kultury potwierdził istnienie rzekomego pociągu już trzy dni temu. Nie przedstawił jednak jedynego dowodu, jakim jest zdjęcie georadarowe. Biorąc pod uwagę, że chodzi o dużą sensację, wiceminister postąpił "w niemądry sposób" - krytykuje go komentator "SZ", dodając, że dzień później ten sam polityk przyznał, że wiedział o pociągu od marca.

Generalny Konserwator Zabytków, sekretarz stanu w resorcie kultury Piotr Żuchowski powiedział w piątek, że jest "na ponad 99 proc." przekonany, że tzw. złoty pociąg istnieje. Jak ocenił, może nim być zlokalizowany niedawno k. Wałbrzycha historyczny pociąg z okresu II wojny światowej. Żuchowski zaznaczył jednocześnie, że "dowodem jednoznacznym może być jedynie dotarcie do tego pociągu".

Jeżeli prawdą jest, że polski rząd wie od miesięcy o istnieniu obiektu zawierającego rzekomo zrabowane przez nazistów dobra, to byłoby logiczne, a nawet nieodzowne poinformowanie o tym innych krajów. Pozwoliłoby to na lepsze przygotowanie się na będący do przewidzenia szturm poważnych historyków i - co ważniejsze - niesolidnych handlarzy; wydaje się, że Warszawa zaniedbała obie sprawy - uważa komentator "Sueddeutsche Zeitung". Niedbalstwo byłoby w tym przypadku katastrofalne ze względu na "siłę wybuchową" znaleziska - ocenia Hassel. Alternatywa jest też mało zachęcająca: może okazać się, że pociąg pancerny nie istnieje i że generalny konserwator zabytków dał się nabrać na oszustwo, a rząd przyczynił się do jego rozpowszechnienia - czytamy w "SZ".

Skład z kosztownościami koło Wałbrzycha?

O tym, że w okolicach Wałbrzycha (Dolnośląskie) zlokalizowano historyczny pociąg z okresu II wojny światowej media informują od kilku dni. Prawnicy reprezentujący dwie osoby prywatne zgłosili ten fakt miejscowemu samorządowi. Domagają się od Skarbu Państwa uznania prawa do zażądania przysługującego im - ich zdaniem - 10 proc. znaleźnego. Pojawiły się spekulacje, że może chodzić o tzw. pociąg ze złotem i innymi cennymi rzeczami, którym pod koniec wojny rzekomo wywieziono z Wrocławia kosztowności, m.in. dzieła sztuki. Nigdy nie odnaleziono jednak zawartości ani samego pociągu.

(mal)