Nie cichną komentarze wokół srebrnego medalu wywalczonego przez Justynę Kowalczyk na narciarskich mistrzostwach świata w Val di Fiemme. "Jestem rozczarowany. Justyna nie myślała na trasie" - mówi trener polskiej królowej nart, Aleksander Wierietielny. Sama zawodniczka jest jednak innego zdania. "Nie był na nartach, więc nie za dobrze wie jak to wyglądało" - ripostuje.

Jestem bardzo rozczarowany. Dużo było nie tak, ale to sprawa między nami i będziemy w swoim gronie rozmawiać na ten temat. Justyna nie myślała na trasie, niepotrzebnie prowadziła, nadawała tempo i nie miała sił na finisz - mówił na konferencji prasowej trener Polki.

Do jego słów odniosła się później sama Kowalczyk, która zapewniała, że mimo ciężkich warunków jest zadowolona z biegu. Może trener ma większe ambicje. Nie był na nartach, więc nie za dobrze wie jak to wyglądało. Muszę trochę mu poopowiadać i wtedy on zrozumie, dlaczego było tak, a nie inaczej - mówiła.

Jednocześnie podkreślała, że na trasie "wszystko się fajnie układało". Dziewczyny prowadziły, ja prowadziłam, wszyscy się zmieniali. Nie było żadnych wypadków, jakoś wszystko się układało, choć od początku narty Norweżek jechały lepiej i to było widać ewidentnie. Próbowałam atakować na ostatniej dziesiątce, jak się tylko mogłam. To nie było takie proste, ponieważ na wszystkich odcinkach prostych i na zjazdach na śniegu robiła się taka "wata" i pierwsza osoba musiała ta watę przecierać. Ci, co najeżdżali byli jakby w lepszej sytuacji, dlatego nikt nie chciał na te zjazdy. Było widać kilka takich momentów, że zatrzymywałyśmy się, która pójdzie pierwsza - relacjonowała.

"Oklaski się nie należą"


Zobacz również:

Polka dość krytycznie oceniła to, jak zaprezentowała się podczas startów na trasach w Val di Fiemme. Nie należą się tutaj oklaski dla Justyny Kowalczyk za te mistrzostwa, w żaden sposób. Może nie powiem, że jestem jakoś strasznie rozczarowana, bo za dużo w tym sporcie już jestem, żeby spodziewać się gruszek na wierzbie, ale sprint popsuł wiele. Być może po prostu dominem się posypało - tłumaczyła. Choć tak jak mówię: "nieudanych mistrzostw" z jednym medalem życzę wszystkim - dodała.

Jeżeli bym trzy lata temu powiedziała, że będę startować tylko i wyłącznie w klasyku na 30 km, to zjawiałabym się na co drugiej imprezie głównej i wszyscy musieliby przyjąć do wiadomości, że nie jestem tak uniwersalna. Postanowiłam, że będę uniwersalna wiele lat temu i robiłam wszystko, żeby być uniwersalną. Teraz przywożę medal z klasyka. Przecież nie wszędzie trzeba zdobywać po piętnaście medali, naprawdę - powiedziała.

Chwila odpoczynku


Kowalczyk podczas konferencji zdradziła także swoje plany na najbliższy czas. Bardzo chcę jechać do domu. Ostatni raz byłam tam w święta i to trzy czy cztery dni, więc troszkę minęło... - wyjaśniła. Zapowiedziała także, że - wbrew wcześniejszym planom - wystartuje w zawodach Pucharu Świata w Soczi. Miałam nie startować. Taki był plan i marzenie. Niestety, przez bieg w Soczi, który nie wyszedł, muszę stanąć w Oslo na trzydziestkę na starcie. Trzeba będzie walczyć we wszystkich biegach - zakończyła.

Polka wicemistrzynią świata

Justyna Kowalczyk zdobyła srebrny medal w biegu na 30 km techniką klasyczną mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Val di Fiemme. Po emocjonującym finiszu na ostatnich metrach przegrała z rewelacyjną Norweżką Marit Bjoergen. Brąz wywalczyła jej rodaczka Therese Johaug.

To siódmy medal Kowalczyk w mistrzostwach świata. W 2009 roku w Libercu oraz w 2011 w Oslo zdobyła w sumie dwa złote, dwa srebrne i dwa brązowe krążki. Narciarka z Kasiny Wielkiej ma w dorobku również cztery medale olimpijskie, w tym złoty wywalczony w 2010 roku w Vancouver właśnie w biegu na 30 km "klasykiem".

Listę jej sportowych trofeów uzupełniają trzy Kryształowe Kule za zwycięstwa w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata oraz cztery triumfy w prestiżowym cyklu Tour de Ski. W zawodach pucharowych na podium stała 57 razy, w tym 25-krotnie na jego najwyższym stopniu.