Justyna Kowalczyk po raz czwarty z rzędu wygrała Tour de Ski. Do ostatniego etapu przystępowała z przewagą ponad dwóch minut nad Norweżką Therese Johaug, ale Polka przyznała, że i tak nie mogła czuć się pewnie. "W niedzielę było naprawdę ciężko. Jeden bieg to jednak nic strasznego, gdy pozostałe sześć poszło dość przyjemnie" - powiedziała biegaczka.

Trener Kowalczyk powiedział, że odniesione dziś czwarte zwycięstwo w Tour de Ski przyszło jej najłatwiej ze wszystkich. Polska biegaczka powiedziała, że zgadza się z wypowiedzią Wierietelnego, choć ta ocena nie może dotyczyć ostatniego etapu. Tę edycję dobrze zniosłam zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Najmniej mnie kosztowała energii, ale w niedzielę było naprawdę ciężko. Jeden bieg to jednak nic strasznego, gdy pozostałe sześć poszło dość przyjemnie - powiedziała.

Kowalczyk miała na starcie ponad dwie minuty przewagi nad drugą Norweżką Therese Johaug. Nie czuła jednak komfortu psychicznego. Denerwowałam się przed tym etapem. Do poprzednich podchodziłam spokojnie. Wspinając się na Alpe Cermis przewaga nie ma znaczenia, dwie minuty nie dają więc żadnego komfortu. Trzeba się z tą górą zmierzyć, a to jest bardzo bolesne. Poza tym już kilka kroków po starcie poczułam, że to nie jest mój dzień i będę się bardzo męczyła. To jest sport. Wszystko się może zdarzyć. Przez ostatnie lata widziałam na Alpe Cermis tyle niewytłumaczalnych kryzysów innych zawodniczek, że naprawdę nie miałam prawa czuć się pewnie - podkreśliła. Dodała, że miała świadomość, w jakim tempie Johaug się zbliża? Cały czas wiedziałam, co się za mną dzieje. Gdy został mi jeden stromy odcinek pomyślałam sobie, że może czas odebrać Therese nadzieję. Wiedziałam, że mogę ten fragment pokonać nieco szybciej, a do mety to już ewentualnie się doczołgać - mówiła.

Pierwsze zwycięstwo przyszło najtrudniej

Polka na pytanie, które zwycięstwo w Tour de Ski przyszło jej najtrudniej, odpowiedziała, że zdecydowanie pierwsze. W kolejnych latach stawałam się coraz bardziej doświadczona. Teraz wiem praktycznie wszystko o tej imprezie. Chyba żaden scenariusz nie może mnie zaskoczyć. A wtedy nie miałam pojęcia co i jak trzeba robić, żeby wygrać - stwierdziła.

W sobotę Justynę Kowalczyk czeka rywalizacja w Libercu, w zaliczanym do Pucharu Świata sprincie techniką klasyczną. Ta konkurencja będzie na mistrzostwach świata. Oczywiście na zupełnie innej trasie i pewnie w innych warunkach, ale jak nadarza się okazja to trzeba rywalizować. Kiedyś już raz startowałam zaraz po Tourze i nie zachorowałam. Gdybym miała dłuższą przerwę, jakiś luz. Mogłabym tego psychicznie nie wytrzymać i jakaś infekcja mogłaby się pojawić. A teraz muszę być zmobilizowana - mówiła Kowalczyk.