Prezydent Donald Trump przemawiał w sobotę z balkonu Białego Domu. Mówił o sukcesach swej ekipy i piętnował demokratów przed wyborami prezydenckimi. Było to pierwsze jego wystąpienie z udziałem publiczności od ujawnienia, że miał pozytywny wynik testu na koronawirusa.

Czuję się dobrze - zapewnił Trump, uśmiechając się do setek swoich zwolenników, głównie młodych Afroamerykanów i Latynosów, zgromadzonych na południowym trawniku prezydenckiej siedziby.

Wykorzystał spotkanie, aby dowieść, jak wiele zrobił dla tych społeczności. Przestrzegał też, że jego polityczni rywale pozbawią ludzi praw, w tym nawet wolności.

Przybyliście właśnie do Białego Domu, ponieważ rozumiecie, że aby chronić życia Afroamerykanów i wszystkich Amerykanów musicie mieć wsparcie policji - wyjaśniał. Oskarżył demokratów o obejmującą cały kraj lewicową krucjatę przeciw egzekwowaniu prawa w takim stopniu jak nigdy. Argumentował, że jego rywala w batalii o prezydenturę Joe Bidena nie poparł nikt z tego środowiska.

Jak twierdził, domy, kościoły i biznesy czarnoskórych i latynoskich Amerykanów są plądrowane i dewastowane przez lewicowych fanatyków.

Są to totalnie źli ludzie. Wiedzą, co robią. Ale Biden nazywa ich pokojowymi demonstrantami - oświadczył. On nie wierzy w wolność, ja wierzę w wolność całkowicie. (...) To, co my robimy, jest wolnością - przekonywał Trump, kierując krytykę w stronę Bidena.

Budzimy teraz więcej entuzjazmu niż cztery lata temu, trzykrotnie więcej. Mamy go mnóstwo, a oni nie mają nic, żadnego entuzjazmu - akcentował, dodając, że nikt wcześniej nie zdobył takiego poparcia.

Trump mówił o działaniach zmierzających do odbudowy kraju. Zapowiadał, że będzie nawet lepiej niż przedtem.

Według republikańskiego prezydenta, jeśli demokraci dojdą do władzy, znikną miejsca pracy w tym też w sektorze energetycznym.

Prezydent zwracał uwagę na problemy z kartami wyborczymi (w USA rozpoczęło się już głosowanie drogą korespondencyjną). Oznajmił, że karty z poparciem dla niego są wyrzucane. Wyraził przekonanie, że to nie wpłynie na rezultaty wyborów, a pilnują tego przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości.

Niezależni eksperci medyczni ostrzegali przed możliwym rozprzestrzenianiem się koronawirusa podczas zgromadzenia. Według telewizji CNBC wszyscy uczestnicy byli poproszeni o noszenie masek na terenie Białego Domu. Mierzono im też temperaturę.

Jak podkreślają media, spotkanie naruszało przepisy w Waszyngtonie, które zabraniają zgromadzeń ponad 50 osób. Ponieważ jednak Biały Dom jest własnością federalną, nie obowiązują tam lokalne zasady.