W czasie kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński nikogo nie oszukał, a to, że nie mówił wtedy o katastrofie smoleńskiej, nie jest niczym dziwnym - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Michał Kamiński. Europoseł PiS podkreślił, że kampania zaczęła się od brutalnych ataków Bartoszewskiego, Wajdy i Palikota na Kaczyńskiego.

Jego zdaniem, Jarosław Kaczyński ma jedną twarz, ale oczywiście narracja, którą uprawia jako polityk, jest inna teraz, a inna była w kampanii wyborczej. Tym bardziej, że w kampanii prezydenckiej znalazł się w sytuacji szczególnej. Ubiegał się o fotel prezydenta, ale jednocześnie nad kampanią zaciążyła katastrofa smoleńska. To, że po wyborach prezes PiS zaczął mówić o katastrofie nie jest - według Kamińskiego - niczym dziwnym i świadczy raczej o tym, że prezes PiS nie chciał wykorzystywać katastrofy w kampanii wyborczej, a teraz wraca do tematu.

Nawiązując do wyników wyborów, Kamiński powiedział: Zawsze zadawałem sobie pytanie, jak liberalny establishment w mediach - który w Polsce sięga do 90 proc. przekazu medialnego - będzie chciał racjonalizować fakt, że poniósł jednak w tych wyborach porażkę. Kandydat establishmentu wygrał tylko minimalnie, a Jarosław Kaczyński - którego elektorat i zaplecze przedstawiano jako margines i watahę, którą trzeba dorżnąć (co z właściwą sobie elegancją zapowiadał szef dyplomacji) - zdobył 47 proc. głosów. Tyle liczy ta wataha. To poważny problem dla establishmentu, bo okazało się, że jego przekaz nie dociera do prawie połowy Polaków, lub przynosi odwrotny skutek.

Mówiąc o zmianie wizerunku prezesa PiS europoseł stwierdził, że Jarosław Kaczyński nikogo nie oszukał. Natomiast to on w czasie kampanii był brutalnie atakowany, a zaczęła się ona od obelg panów Bartoszewskiego i Wajdy, do których w pewnym momencie dołączył nieoceniony Janusz Palikot.