"Ukraina nie ponosi odpowiedzialności za każdą katastrofę, która wydarzy się w Federacji Rosyjskiej" - to pierwszy oficjalny komentarz Kijowa w sprawie porannego ataku rakietowego na bazę paliw w rosyjskim Biełgorodzie. To wypowiedź rzecznika ukraińskiego resortu obrony Ołeksandra Motuzjanyka.

Jak informuje dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, nie ma konkretnej odpowiedzi na pytanie, czy ukraińska armia potwierdza, że to był jej atak. Motuzjanyk na konferencji w Kijowie powiedział: "nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę tej informacji".

Państwo ukraińskie prowadzi operację obronną, aby odeprzeć zbrojną agresję rosyjską na terytorium Ukrainy. To wcale nie oznacza, że Ukraina powinna być odpowiedzialna za wszystkie katastrofy, wszystko, co dzieje się na terenie Federacji Rosyjskiej - zaznaczył.

 

Nie ma też żadnego komentarza Kijowa w sprawie doniesień o kolejnym ostrzale w rosyjskim obwodzie biełgorodzkim. Świadkowie mówili o wybuchu w okolicach wsi Nikolskoje. 

Oficjalne władze obwodu nie potwierdzają, by w okolicach spadł pocisk. Nie wiemy, co to było. Był huk i tyle - powiedziała rzecznik lokalnych władz Irina Wasilenko. 

Wielkie kolejki przed stacjami benzynowymi

 

Po ataku na magazyn ropy wśród mieszkańców w okolicy Biełgorodu wybuchła panika. W sieci pojawiły się nagrania, na których widać, jak przed stacjami benzynowymi ustawiają się ogromne kolejki. Rosjanie nie tylko tankują samochody, ale także próbują się zaopatrzyć w benzynę na zapas.

Niektórzy ruszyli także do sklepów. Rosjanie wykupują żywność i inne artykuły pierwszej potrzeby.

Opracowanie: