​Minionej nocy doszło do kolejnych ataków dronów na rosyjskim terytorium - w obwodach smoleńskim, kurskim i kałuskim w europejskiej części kraju. W pobliżu Smoleńska celem nalotów były obiekty infrastruktury energetycznej.

Jeden z bezzałogowców eksplodował na terenie zakładu przetwórstwa ropy naftowej należącego do koncernu Transnieft. Zakład znajduje się w miejscowości Pieriesna na południowy-wschód od Smoleńska.

Kolejny dron uszkodził budynek administracyjny w pobliżu instalacji gazowych w Diwasach pod Smoleńskiem. W wyniku ataków bezzałogowców nikt nie zginął ani doznał obrażeń.

O podobnych incydentach powiadomiły władze obwodów kurskiego i kałuskiego. Według rosyjskich kanałów na Telegramie w Kursku miało jakoby dojść do zestrzelenia co najmniej ośmiu dronów. Odłamki tych maszyn spadły na obiekty na terenie miasta.

Ataki bezzałogowców będą się powtarzać

We wtorek rano pojawiły się doniesienia o kilku dronach, które uderzyły w budynki mieszkalne na południowym-zachodzie Moskwy. Portale informacyjne i media społecznościowe podawały rozmaitą liczbę bezzałogowców, od ośmiu do nawet 25. Władze w Kijowie powiadomiły, że "nie były bezpośrednio zaangażowane" w tę operację.

W poprzednich miesiącach ataki dronów odnotowywano też w innych rosyjskich regionach, m.in. w obwodach biełgorodzkim i briańskim, a także w Kraju Krasnodarskim i Adygei. Cel tych ataków stanowiły głównie obiekty infrastruktury krytycznej, m.in. rafinerie.

Ukraina udowadnia, że może skutecznie razić cele nawet w stolicy Rosji. "Takie naloty bezzałogowców na Moskwę będą się powtarzać, ponieważ sowieckie i rosyjskie systemy obrony powietrznej nie radzą sobie z nowoczesnymi dronami" - ocenił izraelski analityk ds. wojskowości David Sharp.