Sprawa "dywersantów" w obwodzie briańskim" wygląda na fake news - twierdzi rosyjski niezależny kanał Możem Objasnit. Analizując rozpowszechnione w czwartek przez media rosyjskie doniesienia o rzekomym ataku, projekt wskazuje na szereg niedorzeczności, niespójności i na brak dowodów wizualnych.

W czwartkowy poranek gubernator graniczącego z Ukrainą obwodu briańskiego Aleksander Bogomaz przekazał, że do wsi Lubeczany wkroczyła "grupa sabotażowo-rozpoznawcza" z Ukrainy. Według niego agresorzy ostrzelali samochód, zabili jednego z mieszkańców i zranili 10-letnie dziecko. Pojawiła się także informacja o ostrzelaniu szkolnego autobusu. Ponadto po ataku drona we wsi Suszany miał zapalić się budynek mieszkalny. Kanały takie jak Mash czy Baza twierdzili, że "grupa dywersyjna" liczyła 40-50 osób.

Po zaledwie kilku godzinach temat zamknięto i stwierdzono, że "dywersanci nie wykazują aktywności". Żadne z rosyjskich mediów nie pokazało materiałów filmowych z rzekomego ataku. Mash przekonywało, że Siły Zbrojne Ukrainy przy pomocy dronów zniszczyły kamery monitoringu na przejściach granicznych.

Jedyne nagrania pochodzą z kanałów powiązanych z tzw. Rosyjskich Korpusem Ochotniczym. Mężczyźni z godłem "korpusu" mówią, że "nie walczą z cywilami" i wezwali "zwykłych obywateli Rosji" do "wzniecenia zamieszek i walki". 

Według dziennikarzy jednym z nagranych bojowników to Denis Kapustin, dowódca RKO. Korpus powstał w 2022 roku, miał to być oddział "etnicznych Rosjan" walczących po stronie Ukrainy. Kapustin twierdził, że RKO "wchodził w interakcję" z Siłami Zbrojnymi Ukrainy, ale nie został uznany za jednostkę armii. W październiku opublikowano manifest, w którym stwierdzono, że organizacja jest częścią ukraińskiego wojska, choć nie ma żadnego oficjalnego potwierdzenia.

"Nawet blogerzy wojenni przyznają, że działania Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego wyglądają dziwnie i nielogicznie" - pisze Możem Objasnit, przytaczając cytat, że "jedynym celem był PR korpusu, który nigdy nie był widziany w trakcie aktywnych działań bojowych, a istniał tylko na papierze".

Wbrew deklaracjom FSB o prowadzonych przez tę służbę i wojsko "przedsięwzięciach w celu likwidacji ukraińskich nacjonalistów", miejscowi oświadczyli, że "żadnych służb specjalnych nie widzieli".

Mieszkańcy, przepytywani przez media, mieli też powiedzieć, że wojskowi kazali im wejść do domów, "postrzelali w powietrze, coś powysadzali i odeszli". Mieli też widzieć ludzi z białymi (używane przez armię rosyjską) i żółtymi opaskami.