"Miejsce Ukrainy jest w NATO" i "Wszyscy członkowie Sojuszu zgadzają się, że Ukraina powinna do niego dołączyć" - te dwie deklaracje Jensa Stoltenberga na pewno spodobały się w Kijowie. Problem jednak w tym, że nie wszyscy podzielają zdanie sekretarza generalnego. Lapidarna reakcja Viktora Orbana na słowa Jensa Stoltenberga mówi wiele o stosunku Węgier do Ukrainy.

Jak zapewnił w piątek na konferencji prasowej przed spotkaniem grupy kontaktowej ds. Ukrainy w Ramstein Stoltenberg, wszyscy członkowie NATO zgadzają się, że Ukraina powinna stać się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Sekretarz generalny zaprosił też ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na lipcowy szczyt NATO w Wilnie, a ten przyjął zaproszenie.

Stoltenberg już kolejny raz wspomina o konieczności przyjęcia Ukrainy w szeregi Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wcześniej mówił o tym w trakcie swojej wizyty w Kijowie, gdy deklarował, że "miejsce Ukrainy jest w rodzinie euroatlantyckiej".

Premier Węgier Viktor Orban krytycznie zareagował na Twitterze na słowa sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, który w czwartek powiedział w Kijowie, że miejsce Ukrainy jest w NATO. Chociaż "krytycznie" to w tym wypadku eufemizm. Węgierski szef rządu dał po prostu wyraz swojemu oburzeniu, gdy skomentował w mediach społecznościowych deklarację Stoltenberga, pisząc jedynie: "Co?!".

Politycy węgierscy powtarzają, że integracja Ukrainy ze strukturami euroatlantyckimi nie będzie możliwa dopóki Kijów nie przywróci praw 150-tysięcznej mniejszości węgierskiej mieszkającej na Zakarpaciu. W grę wchodzą też interesy Budapesztu, który nie ukrywa, że mimo trwającej wojny nie zamierza rezygnować ze współpracy gospodarczej z Rosją.

Z kolei jeszcze w czwartek niemiecki minister obrony Boris Pistorius studził nastroje Ukraińców, gdy wykluczył szybką decyzję o członkostwie tego kraju w NATO.