Wszystkie depesze amerykańskich dyplomatów, które wyciekły do portalu Wikileaks, zostały wysłane za pośrednictwem wojskowego systemu internetowego SIPRNET - piszą dzienniki "El Pais" i "Guardian". Ich zdaniem sieć używana jest obecnie przez co najmniej 180 ambasad USA.

O tym, że właśnie za jej pośrednictwem zostały wysłane depesze ujawnione przez Wikileaks, świadczy skrót SIPDIS w ich nagłówku, co jest skrótem od Secret Internet Protocol Distribution, czyli Dystrybucja Tajnych Protokołów Internetowych.

Przy korzystaniu z systemu wymagane jest przestrzeganie ścisłych zasad bezpieczeństwa, np. może on być otwarty wyłącznie wtedy, gdy użytkownik siedzi przed ekranem, a hasło (składające się co najmniej z 10 znaków, w tym co najmniej 2 duże litery, 2 cyfry i 2 symbole specjalne) musi być zmieniane co 5 miesięcy.

Zobacz również:

Teoretycznie każdy nośnik, na który zostanie skopiowana informacja z tego systemu, musi być automatycznie zaklasyfikowany jako tajny i przechowywany w bezpiecznym miejscu - podkreśla "Guardian". Jeśli do komputera z SIPRNET zostanie podłączone osobiste urządzenie takie jak iPod, może zostać automatycznie skonfiskowane. W praktyce te liczne poziomy bezpieczeństwa były rozluźniane, by jak najbardziej ułatwić korzystanie z systemu - podkreśla "Guardian".

Liczba osób korzystających z systemu znacznie wzrosła w ostatnim czasie, m.in. ze względu na to, że większe zespoły zajmują się kwestiami bezpieczeństwa, a więc mają dostęp do tajnych dokumentów.

(Nie) ściśle tajne

Departament Stanu klasyfikuje stopień tajności swoich dokumentów w 5-stopniowej skali - od Top Secret (ściśle tajne) po Confidential (poufne). Wśród dokumentów opublikowanych w Wikileaks nie ma żadnych depesz ze statusem Top Secret, ale aż 15 tys. sklasyfikowano tylko oczko niżej, jako Secret (tajne).

Jak można wydedukować z danych Biura Kontroli Rządu, podlegającego amerykańskiemu Kongresowi, oraz innych podanych ostatnio przez amerykańskie media, do dokumentów zaklasyfikowanych jako "Secret" ma dostęp ponad 3 mln Amerykanów, w tym dziesiątki tysięcy pracowników Departament Stanu, funkcjonariuszy CIA, FBI, Agencji ds. Walki z Narkotykami (DEA), wywiadu wojskowego. W USA działa 14 agencji pełniących zadania z zakresu wywiadu.

Już w 1993 r. liczba osób upoważnionych do czytania dokumentów o dwóch najwyższych stopniach tajności wynosiła 3 067 000 - podkreśla brytyjski dziennik "Guardian". Rzecznik Departamentu Stanu USA odmówił w poniedziałek dziennikowi podania aktualnej informacji na ten temat.

Według "Guardiana", pojawiły się doniesienia, że system alarmowy mający wykrywać przypadki podejrzanego wykorzystania sieci został zawieszony dla amerykańskich żołnierzy w Iraku, bo skarżyli się, że jest niewygodny w obsłudze.