Przed laty Upałty tętniły życiem. To było kultowe miejsce odwiedzane przez większość turystów. Słynna na całą Europę była tamtejsza gospoda. Dzisiaj wyspa zachwyca przede wszystkim przyrodą.

Przed laty Upałty tętniły życiem. To było kultowe miejsce odwiedzane przez większość turystów. Słynna na całą Europę była tamtejsza gospoda. Dzisiaj wyspa zachwyca przede wszystkim przyrodą.
Widok na wyspę Upałty /Piotr Bułakowski, RMF FM /RMF FM

Upałty to największa wyspa na Mazurach. Powierzchniowo zajmuje od 67 do prawie 80 hektarów. To zależy od tego, czy rok jest mokry, czy suchy. W tym roku na pewno jest większa, bo Mazury narzekają na brak deszczu. Współcześnie Upałty są rezerwatem przyrody, nie ma tam oficjalnego wstępu. Żeby przybić do brzegu trzeba mieć pozwolenie wojewódzkiego konserwatora przyrody.

Wyspa Upałty trwale wpisała się w historię Mazur, ponieważ od przełomu XIX wieku była obowiązkowym przystankiem wszelkich statków turystycznych, które kursowały po Mamrach. Od 1848 roku funkcjonowała tam gospoda prowadzona przez dwa pokolenia rodziny o ciekawych korzeniach. Byli to Hugenoci, czyli ludność pochodzenia francuskiego, którzy w wyniku prześladowań religijnych uciekli do Prus Wschodnich. Ta gospoda była bardzo dobrze chwalona, to było miejsce wręcz kultowe, co potwierdza np. liczba widokówek wysyłanych przed 1945 rokiem - mówi dr Jerzy Łapo, archeolog z Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. 

Pierwociny zagospodarowania wyspy wiążą się z Lehndorffami, czyli rodem, który rządził Sztynortem przez kilka wieków. Początkowo Upałty były wykorzystywane jako miejsce wypoczynku, spacerów. Była tam niewielka willa Lehndorffów. Najprawdopodobniej jeszcze w średniowieczu wyspa była półwyspem. W przypadku Węgorzewa istnieją bowiem legendy o drogach przez jezioro Mamry, gdzie suchą stopą można było przedostać się ze Sztynortu do Węgielsztyna.

W okolicach XVII, XVIII wieku Upałty przekształcono w urokliwy park z miejscami, które miały swoje nazwy. Była m.in. aleja wiązów oraz grób samotnika. Skąd ten grób? Hrabia Lehndorff pozwolił żołnierzowi napoleońskiemu polskiego pochodzenia, aby zamieszkał na bezludnej wyspie. Po jego śmierci w 1835 roku pochowano go na Upałtach - mówi Łapo.

To jednak nie jedyne groby, które znajdują się na wyspie. W 1931 roku zawału na łódce doznał August Quednau, nauczyciel z pobliskiego Pniewa. Był on pasjonatem jeziora Mamry, zajmował się nim też naukowo. Jego wolą był pochówek po śmierci na Upałtach. Jego życzenie zostało spełnione. Na wyspie są też symboliczne groby polskich żeglarzy, którzy zginęli w latach 70. na morzach i oceanach.

Upałty słynęły też z niecodziennych przedsięwzięć. Jednym z nich były tak zwane regaty jajeczne. Gdy na przedwiośniu zaczynały pękać lody, młodzież z Węgorzewa siadała na łódki. Kto pierwszy przecisnął się między krami na wyspę, otrzymywał nagrodę - napitek i kopę jaj.

To było w okolicach I wojny światowej. W tym czasie Upałty były jedynym obszarem nie zajętym przez wojska rosyjskie. Na Mamrach wokół Upałt toczyła się jedyna bitwa jeziorowa. Wojska niemieckie zarekwirowały parowiec Franc, na który załadowano haubicę. Franc kryjąc się na Upałtach ostrzeliwał wojska nieprzyjaciela w okolicach Trygortu i Przystani. Rosjanie odpowiedzieli ogniem i uszkodzili parowiec. W Giżycku dokonano natychmiastowej naprawy i parowiec wrócił na wyspę, ale już nie jako Franc, ale Barbara. Można powiedzieć, że Upałty to dziwna kraina, gdzie w ciągu jednej nocy mężczyzna może stać się kobietą - mówi Jerzy Łapo.

W czasie wojny na wyspie funkcjonowało kasyno wojskowe. Po 1945 roku restauracja spaliła się i potem nikt wyspą się nie zajmował. Oprócz grobów, fundamentów, drzew z dawnego parku i roślinności, która przez te lata zajęła obszar niemal całej wyspy, nic tam teraz nie ma.

(MN)