Ojciec australijskiego tenisisty Bernarda Tomica został skazany przez sąd w Madrycie za pobicie sparingpartnera syna. Nie wyraża jednak skruchy. Wręcz przeciwnie - żałuje, że nie uderzył pochodzącego z Monako Thomasa Droueta "naprawdę".

Wiem, że tego nie uczyniłem, a teraz, widząc całą kampanię wymierzoną w Bernarda i we mnie, żałuję, że nie uderzyłem Droueta naprawdę. On sobie na to zasłużył. Wiem, że miałbym wówczas większe kłopoty, ale gdy patrzę jak on kłamie... - powiedział John Tomic dziennikowi "Sydney Morning Herald".

W maju podczas turnieju ATP w Madrycie ojciec tenisisty zaatakował z niejasnych powodów Droueta na ulicy, uderzając go głową. Sparingpartner Tomica juniora doznał złamania nosa. W wywiadzie dla australijskiej gazety John Tomic przedstawił jednak wypadki inaczej. Gdy on mnie uderzył, złapałem go i doszło do zderzenia głowami - wyjaśnił.

Niedawno sąd w Madrycie skazał 49-latka na osiem miesięcy pozbawienia wolności. Tomic nie pójdzie jednak do więzienia, ponieważ był to jego pierwszy wyrok. Hiszpańskie prawo stanowi, że w takim wypadku skazany nie musi odbywać kary, bo jest ona krótsza niż dwa lata.

W miniony weekend Bernard Tomic wystąpił na warszawskim Torwarze w meczu Pucharu Davisa. Wygrał oba pojedynki - z Michałem Przysiężnym i Łukaszem Kubotem, a Australijczycy zwyciężyli 4:1. Dzięki temu zagrają w przyszłym roku w Grupie Światowej.

(MRod)